środa, 26 marca 2014

Rozdział czwarty

Alana

 Wypuść mnie
Wiesz, że nie jestem tą która odchodzi
Wypuść mnie
Wiesz, że jestem nikim bez twojej miłości

3 września

Chwyciłam szybko plecak i wybiegłam z domu, aby ominęła mnie jedna z porannych kłótni Caitlin i Debby. Wychodząc zignorowałam fakt, że pojawię się jako pierwsza w szkole. Nikt nie przychodzi do tego budynku tak bardzo wcześnie. Ale przynajmniej zaznam tej jedynej chwili, kiedy mogę w spokoju i bez wstydu pojawić się w szkole. Nikt nie będzie śmiał się ze mnie, nie zostanę przez nikogo popchnięta i uniknę nadmiernego wytykania palcami. Warto wstać wcześniej.
Popchnęłam lekko wejściowe drzwi. W całej szkole panowała idealna cisza. Od razu skierowałam się w stronę swojej szafki. Odkluczyłam szafkę dobrze zapamiętanym kodem i zaczęłam wyciągać z niej książki potrzebne na pierwszą lekcję. Nagle poczułam jak ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Odskoczyłam przestraszona i przyparłam plecami do szafek. Łatwo było mnie przestraszyć.
- Przepraszam, że cię przestraszyłem.
- Nic się nie stało. Tylko więcej tego nie rób. – westchnęłam przywołując normalny oddech.
Spojrzałam na Nialla. Nerwowo pocierał kark.
- Obiecuję.  – blondyn uśmiechnął się szeroko. – Czemu jesteś tutaj tak wcześnie?
- Chciałam uniknąć kłótni między moimi siostrami.
- Caitlin to twoja siostra, prawda?
Westchnęłam. Temat zawsze schodzi na nią albo Debby.
- Tak.
- Jest do ciebie niepodobna, macie zupełnie inne charaktery.- zaśmiał się.
- Ty ze swoim rodzeństwem  na pewno też nie jesteś taki sam. - odparłam.
- Nie mam rodzeństwa.
Nie wiedziałam co powiedzieć, aby podtrzymać rozmowę.
- Zamiast rodzeństwa mam gitarę. – chłopak roześmiał się.
- Grasz?
- Tak, od wielu lat.
Niall gra na gitarze tak samo jak ja. Ciekawe, mamy jedną wspólną umiejętność.
- Co masz teraz za lekcję? – zapytał blondyn.
- Angielski… - mruknęłam i włożyłam książkę z szafki do plecaka.
- Nie jesteś zbytnio rozmowna… - szepnął Niall.
- Może dlatego, że rzadko z kimś rozmawiam. – warknęłam i szybko odeszłam od szafki zostawiając zdezorientowanego blondyna. Nie spodziewał się mojej odpowiedzi - nie o takiej treści. Nie wiem do jakiej szkoły chodził on wcześniej, ale najwyraźniej nie było w niej podziału na elitę, frajerów, błaznów i Bóg wie kogo. Tutaj niestety jest ten podział i ja należę do najmniej pożądanej grupy.
Nie minęło dużo czasu jak w całym budynku zaczął robić się tłok. Gwar zagłuszył moje głośne westchnienia na przepychanki, które pojawiły się na korytarzach. Z oddali zauważyłam jak Debby jest otoczona swoją grupą wytapetowanych przyjaciółek i wszystkie spoglądają w stronę roześmianej Caitlin i po chwili wybuchają śmiechem. Wiedziałam, że Debby będzie się teraz wyżywać na Caitlin. To była jej przewidująca zagrywka. Coś jak tradycja. Tak, można to do tego porównać.
Przechodząc obok jednej sali usłyszałam jak pewne dorosłe osoby rozmawiają o wydarzeniu, którego szczerze nie znosiłam. Nie wiedziałam, co jest w nim takiego podniecającego. Przecież to tylko głupie i sztuczne wydarzenie, które tylko skłóca ze sobą ludzi! Stałam jednak ciągle obok sali i wsłuchałam się w rozmowę, by usłyszeć te upragnione słowa: „On się nie odbędzie!”.
- Odbędzie się.
A jednak! Westchnęłam w myślach i fuknęłam pod nosem nieprzyzwoite słowo. Nie znosiłam tej pory, kiedy to wydarzenie jest na językach. W ogóle nie lubię tego typu sytuacji. Nie widzę w tym nic ciekawego i wartego zainteresowania. Ale może tak myślę, ponieważ nigdy nie byłam na nim? Nigdy nie miałam powodu tam przychodzić… Nie miałam z kim.
Cykliczna pora lunchu dała się we znaki. Pod tablicą ogłoszeń były tabuny ludzi! Jakby rozdawali darmowe cuda techniki! Ludzie zapomnieli o tym, że przyszli tu zjeść posiłek, a nie dyskutować na temat tego cholernego wydarzenia. Niestety, jak co roku ludzie wariują przez nie, a w tym roku szaleństwo będzie na pewno większe. Większość elity ma swój ostatni rok w tej szkole. Ostatnie wydarzenie tego rodzaju w tym budynku! Trzeba się pokazać od najlepszej strony. Trzeba sprawić, aby ludzie zapamiętali dokładnie każdy szczegół tego zwykłego – niezwykłego wydarzenia.
Podniosłam wzrok nad swojego stołu. Szaleństwo ogarnęło wszystkich! Nawet komputerowcy ustawili się w kolejce do przeczytania ogłoszenia! Co wstąpiło w tych ludzi? Lepiej zapytaj, co z tobą nie tak, pomyślałam z przekąsem.
Wzruszyłam ramionami. Nie miałam zamiaru się nad tym zastanawiać.
Tak naprawdę, głęboko w sobie chciałam aby ogarnęło mnie to szaleństwo. Chciałabym rozmawiać o tym i myśleć o zbliżającym się wydarzeniu. Chciałabym zobaczyć jak to jest zjawić się tam. Wśród ludzi. Odczuć przez chwilę uczucie dobrej zabawy. To, że radość rozpiera mnie od środka, a podniecenie nie pozwala wyjść mojej nieśmiałości na zewnątrz. Ukrywałam jednak swoje uczucia, bo po co pozwolić im się ujawnić? Znacznie łatwiej dusić w sobie wszystko, a niektóre myśli zakopać głęboko w swojej podświadomości.
Wyszłam ze stołówki szybciej niż zamierzałam. Korytarze były puste, ale cały hałas dobiegający z lunchu nadal było słychać. Jakby wszędzie poustawiane były głośniki. Tak to właśnie słyszałam.
Chodziłam po szkole dla zabicia czasu. Nudziło mi się. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Dreptałam bez konkretnego celu, gdy usłyszałam cichą muzykę dobiegające zza ściany. Hałas ze stołówki zagłuszał ją, ale ja idealnie słyszałam każdą nutkę wytworzoną przez najmilsze w dotyku struny. Stałam pod ścianą i po prostu słuchałam. Nie myślałam o tym, aby wejść do sali. Chciałam, aby niezauważony muzyk rozkoszował się muzyką dochodzącą spod jego palców. Wiem, że ciężko jest grać dla publiczności. Dużo łatwiej grać dla samego siebie. Poruszona swoimi przemyśleniami z bólem odeszłam od sali, a w głowie majaczyła mi się niebiańska muzyka dla moich uszu.
W drodze powrotnej do domu zastanawiałam się, kto by mógł grać sam zamknięty w klasie. Pierwsza myśl – Niall. A on przecież jest w elicie! Jest otoczony wianuszkiem fałszywych przyjaciół. Ale oni by go nie zostawili! Dziewczyny pewnie ostrzą pazurki i kokietują blondyna, aby to właśnie on zaprosił je do udziału w ekscytującym wydarzeniu. Niall jest przystojny a to, że jest młodszy od niektórych dziewczyn nie ma żadnego znaczenia. Liczy się uroda. Wiek to tylko liczba.
Kopnęłam czubkiem buta kamień, który od mojego kopnięcia poturlał się kilka metrów dalej. Przez całą drogę obrywał ode mnie za to, że mnie nie ma kto zaprosić na to.
Moje westchnięcia były pewnie słyszane kilka metrów za mną jak i przede mną. Nie ukrywałam ich, bo nie miałam po co. I tak nikt nie zwróci na nie uwagi. Przecież jestem sama. Oprócz cienia nie ma ze mną nikogo.

Zdjęłam w korytarzu buty. Usłyszałam jak Debby rozmawia przez telefon z Rebeccą. Powtarzające się zdrobnienie "Rebe" ułatwiło mi zidentyfikowanie rozmówcy. Nie zdziwiłam się faktem, że rozmawiają przez telefon. Zdziwił mnie fakt, że moja starsza siostra skończyła lekcje wcześniej ode mnie. Jest w ostatniej klasie, powinna kończyć zajęcia później. Powinna, pomyślałam z grymasem.
Podniosłam z podłogi plecak, który przed chwilą położyłam i udałam się z nim do swojego pokoju. Po drodze mijając wejście do salonu, zauważyłam walające się po pomieszczeniu gazety i kosmetyki. Nie trudno było się domyślić, na co szykuje się Debby.
Powolnie stąpałam po każdym stopniu schodów. Dzisiejszy dzień znowu będzie wyglądał tak samo. Jak wszystkie inne poprzednie dni. Żadnych atrakcji. Żadnych niespodzianek. Tylko stara nudna monotonia. Ta codzienność wynika z mojego wyboru. To ja zamykam się sama i jedynie w czym jestem dobra, to w nic nie robieniu. Siedzę na łóżku i wgapiam się bezczynnie w okno. Czytanie książek i strojenie gitary to moje najczęstsze czynności, ale one mi się znudziły. Potrzebuję nowego źródła zainteresowania. Potrzebuję czegoś, co zajmie mnie na kilka tygodni. Coś, co będzie siedziało mi w głowie. Potrzebuję czegoś, aby być szczęśliwa.

Nie czegoś, a kogoś...


4 września

Czwartek! Nareszcie upragniony czwartek! Dzisiaj wybiorą przedstawiciela w zawodach lekkoatletycznych. Zgodnie z przewidywaniami powinien być bieg na wytrzymałość a osoba, która wytrzyma w biegu najdłużej będzie miała zajęcia szkoleniowe. Jak co roku, podczas biegu obijam się i wymiękam przy czwartym okrążeniu boiska. Wiem, że stałoby mnie na więcej, ale nie miałam zamiaru pokazać swoich umiejętności.
Wychowanie fizyczne było na ostatniej lekcji i im szybciej wymięknę, tym szybciej zjawię się w domu. Mam nadzieję, że nie straciłam mojej amatorskiej gry aktorskiej.
Wyszłam z szatni jako pierwsza. Podleciałam na boisko i zauważyłam niektórych chłopaków ze starszych klas siedzących na trybunach. Po obejrzeniu się w zachodnią cześć boiska zauważyłam rozgrzewkę chłopaków rok wyżej ode mnie. Wzruszyłam ramionami i obróciłam się tyłem do nich. Po chwili do mnie dołączyły pozostałe dziewczyny, a wuefistka przemówiła swoim zachrypniętym głosem z australijskim akcentem.
- Jak wiecie, muszę wytypować, jedną z was, która będzie naszą przedstawicielką w czasie zawodów atletycznych. W tym roku trenerzy najbliższych szkół postanowili, że bieg będzie na dłuższą metę. Musicie okrążyć boisko dziesięć razy, a tym razem czas waszego biegu będzie mierzony.
Niezadowolone pomruki wyjaśniały wszystko.
- To bieg na ocenę. - dodała nauczycielka.
Świetnie. I co teraz? Muszę zdobyć wystarczają dobrą ocenę. Ze wszystkich przedmiotów szkolnych mam najwyższe oceny. Wychowanie fizyczne nie może odbiegać od reszty. Będę musiała pokazać moje siły i zwinność. Ale przez to wytypują mnie na zawody! Wszyscy zwrócą na mnie uwagę. Tylko co jest gorsze? Niezadowalająca ocena czy zauważenie przez ludzi?
- Na metę niech ustawi się... - wuefistka spojrzała do swojego dzienniczka. - Canavan, Donovan, Evans, Flanagan.
Dziewczyny ustawiły się na metę. Nauczycielka podniosła rękę na znak, aby wystartowały.
Obserwowałam ich bieg dokładnie ilustrując po jakim okresie czasu zaczynają opadać im siły. Musiałam być przygotowana na ewentualne zadyszki.
Po ukończeniu biegu wuefistka wywołała kolejne cztery nazwiska. Wypadło na mnie. Z bijącym sercem ustawiłam się na starcie. Szum w uszach robił się z każdym ogłoszeniem dla mnie głośniejszy. Widziałam jak przed sobą nie miałam nikogo. Wystartowałam jak torpeda. Moje tempo biegu nie zmieniło się przez osiem okrążeniem. Tym razem widziałam osoby biegnące przed sobą, ale to z wyniku wyprzedzenia ich. Dziewczyny wlekły się przede mną jak i za mną. Wymiękają, pomyślałam z dziką satysfakcją. Adrenalina buzowała we mnie, a przy mecie zebrałam resztki swoich sił, aby pokazać przede wszystkim sobie, że mam w sobie jakiś ukryty talent.
Stoper nauczycielki pokazał doskonale krótki czas. Nie miałam zamiaru chwalić się tym, wystarczyło mi to, że pokazałam się z jak najlepszej strony. Miałam ochotę położyć się na zimnej podłodze, jednak sztuczna trawa wystarczyła mi do odpoczynku. Moja głowa pulsowała, a klatka piersiowa paliła i wywołała drobny kaszel. Nie byłam przyzwyczajona do takiego biegu. W czasie wakacji, kiedy zatrzymałam się u dziadków biegałam z ich psem na wieczornych spacerach. Mój dystans był o wiele bardziej wyższy, ale był to bieg z przyjemności, a nie na ocenę i na mierzony czas. Moje spacery z jasnowłosym psem wynosiły przynajmniej dwie pełne godziny. Jednak muszę przyznać, że miniony przed chwilą bieg był dla mnie ciekawszy, a adrenalina krążąca w żyłach dawała nieznane uczucie. Niczym żywa ekstaza.
Próbując ukryć mój zmęczony wyraz skupiłam się na dziewczynach, które jeszcze nie ukończyły biegu. Wyprzedziłam je o dwa kółka i nadal próbują dotrwać do końca męczącego biegu. Uniosłam głowę w kierunku słońca, które rzadko jest widoczne w naszym kraju. Wielka Brytania nie słynie ze słonecznej pogody. Trzeba rozkoszować się każdym promieniem słonecznym, bo ta chwila rzadko się zdarza.
Odwróciłam głowę i spojrzałam na w-f chłopaków ze starszej klasy. Przeleciałam wzrokiem po każdym z nich, a na mojej drodze stanął Niall uśmiechnięty w moim kierunku. Przez głowę przewirowała szybka decyzja: uśmiechnąć się czy odwrócić?
Wyostrzyłam wzrok i uciekając przed swoim wyborem uśmiechnęłam się.

* Alana ♥ *
* Tak, to nasza szara myszka :D *
 _____________________________________
A więc przybywam z następnym rozdziałem!
Jak zauważyłyście, na blogu znajduje się nowy szablon za co szczególnie dziękuję @sheeren_x ! :)
Ja jestem zachwycona obecnym szablonem i myślę, że Wasza reakcja jest podobna do mojej :D
Mniejsza. Muszę zdradzić, że aby napisać bieg Alany musiałam sama to przeżyć. I mimo, że ten bieg był z trzy tygodnie temu, nogi nadal mnie bolą na samo wspomnienie tamtego dnia :/
Nie znoszę w-f, grrr -.-'
Spróbuję znaleźć w końcu czas, aby uporządkować zakładkę SPAM i muszę wziąść się w garść, aby w końcu skomentować pracę ForeverDreamer i Rudej. Spodziewajcie się mnie, dziewczyny! :D
Tak, więc kończę i czekam na Wasze opinie na temat tego rozdziału :)
Do następnego :*

EDIT: Nowy szablon sprawił (chyba) problemy i jak na razie pozostaję przy starym wyglądzie bloga.
Ale szablon powinien się zmienić po wyjaśnieniu istniejącego problemu.
Przepraszam za utrudnienia :)

poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział trzeci

Deborah

Nie, niewystarczająco to wystarczająco
Jeśli jesteś zbyt chętny
Ponieważ jesteś dla mnie dobry
Nie, niewystarczająco to wystarczająco

2 września

Pod dom  przyjechała Rebecca swoim luksusowym samochodem. Otworzyłam przednie drzwi obok kierowcy i usiadłam w cieplutkim samochodzie. Przywitałam się z Rebeccą całusem w policzek i pojechałyśmy pod jakiś nieznany mi dom.
- Po kogo jedziesz? – zapytałam.
- Po Liama. – odpowiedziała Rebecca z błyskiem w oku.
- Tego nowego?
- Tak, właśnie tego.
Kiwnęłam głową, ale nie mogłam zrozumieć po co blondynka zawraca sobie nim głowę. To „nowy”. Trzeba go nauczyć zasad panujących w tej szkole. Nie może od razu przyzwyczaić się, że będzie należał do najbardziej pożądanej grupy w szkole. Musi zrozumieć, że elita nie przyjmuje każdego. Trzeba sobie zasłużyć.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Do tyłu wgramolił się muskularny szatyn. Przyznaję, że przez moment zachwyciłam się wytrenowaną sylwetką chłopaka. Ale tylko przez moment. W oka mgnieniu stałam się chłodna i tajemnicza.
- Cześć dziewczyny.
- Cześć, Liam! – uśmiechnęła się promiennie Rebecca.
- Hej. – mruknęłam i niemal od razu odwróciłam się od chłopaka.
Spojrzałam w lusterko. Szatyn mrugnął do mnie w odbiciu szkła. Odwróciłam wzrok i skupiłam się na drodze, ale w myślach czerwieniłam się na jego ruch. Zostałam przyłapana. Gdybym chciała, moje policzki okryłby płonący rumieniec. Powstrzymałam go jednak! Królowa nigdy nie okazuje emocji.
Zatrzymaliśmy się przed budynkiem szkolnym. Rebecca zaparkowała tuż przy samochodzie Maxa. Moi znajomi od razu wyskoczyli z samochodu i wszyscy zaczęli się ściskać i składać całusy w powietrzu. Wszyscy w komplecie weszliśmy do gmachu budynku. Ja będąc na czele wkroczyłam pierwsza i od razu pojawiły się spojrzenia w naszą stronę. Kocham to uczucie być w centrum uwagi.
Zobaczyłam stojącego pod ścianą Malika, który patrzał w stronę schodów na pierwsze piętro. Obejrzałam się w lewo i od razu zauważyłam Caitlin. Siedziała na schodach ubrana w czarne znoszone trampki, czarne rurki i dżinsową koszulę. Jej długie rozpuszczone włosy zdążyły zostać potargane, więc moja siostra wyglądała na mój gust okropnie. A Zayn najwyraźniej postanowił obserwować Caitlin przez całą przerwę. Nie usłyszał nawet, gdy Max go zawołał. Dopiero, gdy go szturchnął w ramię Malik ocknął się.
- Co? – warknął.
- Stary, wołam cię ciągle, a ty dalej gapisz się w jedno miejsce! – rzucił Max kompletnie rozbawiony.
W tym samym momencie zabrzmiał dzwonek oznaczający koniec przerwy. Rozeszliśmy się w swoje strony, a ja minęłam się z Caitlin, która schodziła po schodach. Zignorowałam ją, ale będąc u szczytu schodów zauważyłam, że rozmawia z Malikiem. Czyli jednak brunet zainteresował się moją siostrą. Czemu akurat nią? Zayn zasługuje na lepszą.
- Debby, nie gap się tak na nich. – szepnęła Rebecca.
- Jestem zdziwiona, że Malik się nią zainteresował. – wzruszyłam ramionami.
- To, że ze sobą rozmawiają nie oznacza, że od razu będą się umawiać. – Rebecca nie czekając na moją odpowiedź wzięła mnie pod rękę i pociągnęła w stronę sali od fizyki.
Całą lekcję z nią przegadałam. Moja przyjaciółka najwidoczniej była zachwycona nowym uczniem - Liamem. Opowiadała mi czego się o nim dowiedziała, a ja słuchałam ją z coraz większym zainteresowaniem. Nie spodziewałam się, że szatyn ma taką ciekawą osobowość. Owszem, jest przystojny, a w dodatku jego charakter jest warty zainteresowania.
- O’Connel i Richardson! Przeszkadzam wam? – zapytała jadowicie nauczycielka.
- Ależ oczywiście, że nie! To my przepraszamy, że pani przeszkadzamy! – krzyknęła słodko Rebecca.
Nauczycielka nabrała się na przepraszający ton głosu mojej przyjaciółki, która jest świetna w kokietowaniu. Potrafi doskonale zamydlić oczy. Czyż nie pasujemy świetnie do siebie?
Długo wyczekiwany dzwonek nareszcie rozbrzmiał ku radości wszystkich obecnych w klasie. Z prędkością światła zabrałam swoje rzeczy i otoczona wianuszkiem ludzi ze swojej sfery wyszliśmy na szkolny korytarz. Na głównym holu spotkałam się z pozostałymi przyjaciółmi. Razem skierowaliśmy się w lewe skrzydło i usiedliśmy na ławkach, które były ustawione w kształcie kwadratu. Rebecca jako pierwsza zaczęła rozmowę i niemal od razu wszyscy się dołączyli. Ja jednocześnie wsłuchując się w rozmowę ilustrowałam tych trzech nowych chłopaków, którzy wkręcili się w moje towarzystwo. Na ich szczęście byli przystojni i mieli w sobie to „coś”. Przykuwali uwagę.
- Widziałyście, w co dzisiaj ubrały się te frajerki z pierwszego roku?
- Podstawiłem nogę temu komputerowcu!
- Ich miny!
Wszystkie głosy zaczęły się mieszać, a nieustanna pogarda i rozbawienie ciążyły w powietrzu. Natomiast ja, skupiłam się na szatynie, który bacznie mnie obserwował. Kątem oka widziałam jak dokładnie śledzi mój ruch. Nie mogłam sobie pozwolić na kolejne przyłapanie z jego strony.
- Pamiętacie wczoraj tą całą Alanę? – usłyszałam.
Momentalnie zaśmiałam się, a mój śmiech wtopił się w inne. Jedynie ci nowi nie wykazywali żadnych emocji. Malik praktycznie przez całą rozmowę był nieobecny, więc nie zdziwiłam się zbytnio. Payne zamyślił się, a Horan skrzywił się… współczująco? Czemu? Należało się jej za bycie ofiarą losu. Nikt jednak nie skomentował dziwnego zachowania chłopaków. Wszyscy widzą to, co chcą widzieć.
Nagle zwróciliśmy wszyscy uwagę na krzyki i śmiech, który był wyjątkowo ogłuszający. Szybko zorientowałam się, że to grupa szkolnych błaznów. Prychnęłam na ich widok razem z innymi. Cała grupa przeszła obok nas i nikt nawet na nas nie spojrzał. Co za tupet, pomyślałam. Zwróciłam uwagę, że Malik podniósł głowę i spojrzał na przechodzącą Caitlin. Nagle chłopak stał się bardziej obecny i zainteresowany wszystkim wokół. Jak on mógł zwrócić na nią uwagę? Nie widział jak flirtują z nim najbardziej pożądane dziewczyny w szkole?
Po zakończonych lekcjach jak zwykle udałam się w stronę swojej szafki, by odłożyć niepotrzebne książki. Tym razem szłam sama. Rebecca miała dodatkową godzinę, a reszta moich znajomych miała w planach uwieść  swoją sympatię. Tylko ja nie miałam nikogo na oku. Po prostu nikt nie spełnia moich wymagań. Chłopcy, których znam są zbyt przewidywalni.  A ci nowi? Malik najwidoczniej zainteresowany jest moją siostrą. Horan jest według mnie zbyt grzeczny i wrażliwy. A Payne? Wydaje się pociągający, jednak myśli inaczej ode mnie. Dla niego nie liczy się opinia publiczna, pieniądze i popularność. W jakim wieku on się urodził?
- Cześć. – usłyszałam.
Spojrzałam na osobę, która nie wiadomo kiedy pojawiła się obok mnie.
- Cześć, Zayn. – mruknęłam.
- Widziałaś gdzieś Caitlin? – spytał.
- Nie, nie obchodzi mnie gdzie ona jest.  – warknęłam. -  Nie sądzę, by Caitlin zwróciła na ciebie uwagę. – dodałam.
- Nie pytałem cię co sądzisz. – warknął mulat i odszedł wyprowadzony z równowagi.
Patrząc na jego oddalającą się sylwetkę wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. Jak on mógł się tak do mnie zwrócić?! Wiedziałam, że jest bezczelny, ale… Z wściekłością zatrzasnęłam drzwiczki od szafki i żwawym krokiem wyszłam z budynku szkolnego.
Nie minęło dużo czasu, aż usłyszałam biegnące kroki za mną. Jak ten zdyszany frajer mnie dotknie to eksploduję. Nie dość, że wracam na piechotę do domu, to jeszcze minie mnie spocony gość.
Na moje szczęście zdyszanym frajerem okazał się Liam.
- Gdzie Rebecca?
- Ma dodatkowy przedmiot. – mówię znużona.
- To nawet lepiej… - szepnął. – Co tam u ciebie?
- W porządku. – odpowiadam krótko.
- Tylko tyle mi powiesz?
- A co mam powiedzieć? – odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Liczyłem, że bardziej rozwiniesz odpowiedź na moje pytanie. – wzruszył ramionami.
- Odpowiedziałam krótko, bo nie lubię, gdy ktoś zadaje mi takie pytania z grzeczności. – warknęłam.
Szatyn roześmiał się sarkastycznie.
- Nie mam pojęcia czemu wszyscy cię tak uwielbiają, Ale wiedz jedno; dla mnie jesteś zwykłą dziewczyną, nie żadną królową w złotej koronie. A ja nie jestem twoim podwładnym.
Liam odszedł w przeciwną stronę zostawiając mnie osłupiałą.
Do domu dotarłam bardzo szybko. Rzuciłam się na swoje łóżko, a do głowy napłynęły myśli, które nie dawały mi spokoju. Pierwszy raz coś takiego usłyszałam. Nie wiem, czy mam się śmiać czy płakać. Przecież… Cholerny Payne! Przejeżdża do naszego miasteczka i uważa, że zacznie zmieniać szkolny system działający od wielu lat! Bez tego szkoła byłaby jednym ogromnym chaosem! Wyobrażam sobie jak te komputerowe frajery zasiadają przy stoliku przynależnym do elity… Wzdrygam się na tą myśl i usiłuję wymyślić co może zaszkodzić szatynowi. Trzeba wymyślić jakąś plotkę, która szybko rozpowszechni się w całym szkolnym społeczeństwie. Często wypuszczałam słodkie i podsycone kłamstewka na kogoś temat. Głównie robiłam to, aby pozbyć się konkurentki. Wszystko co stoi na przeszkodzie do zwycięstwa można usunąć z pola bitwy. To nieśmiertelna dewiza, którą głęboko sobie upodobałam.
Zerknęłam na wyświetlacz telefonu, który wskazywał 15:55. Zeskoczyłam szybko łóżka i lekko wygładziłam blado-różową pościel. Wyszłam ze swojego pokoju i skierowałam się do salonu, by za chwilę obejrzeć kolejny odcinek swojego ulubionego serialu. Przynajmniej teraz nie będę musiała martwić się o moje problemy i zmartwienia…

* Deborah ♥ *
_____________________________________
Witajcie!
Zgodnie z umową publikuję rozdział trzeci. Jak zdążyliście zauważyć (albo nie) każda siostra ma przypisany cały rozdział dla siebie i w takiej właśnie kolejności będzie napisany każdy następny rozdział - Alana, Caitlin, Deborah, Alana,....
Co myślicie o najstarszej z sióstr?
Przypadła Wam do gustu? :D
Nie wiem, czy zauważyliście, ale dodałam "Tablicę Ogłoszeń" po tygodniowych staraniach!
Znowu jestem w zgodzie z bloggerm xD
Tyle wygrać! :D
Nieważne, zapraszam do dodawania się do obserwatorów lub informowanych!
A żeby nie oduczyć Was komentowania rozdziałów (nie tylko moich) następny rozdział pojawi się, gdy będzie tutaj 8 komentarzy :)
Komentarze karmią wenę.

PS: Zwracajcie uwagę na daty!

niedziela, 9 marca 2014

Rozdział drugi

Caitlin

Wiesz że mogłeś mieć to wszystko
Ale chciałeś mnie jak koronę
I to zdawało się że twoją ulubioną rzeczą
Było trzymanie mnie zagubionej w ciemności


1 września

Pierwszy dzień roku szkolnego wypadł mi całkiem nieźle. Spotkałam się z przyjaciółmi, wspominaliśmy wakacje śmiejąc się przez wszystkie lekcje jak i przerwy. Ten dzień również był przyjemy, ponieważ mogłam odegrać się na Debby. Długo czekałam na tę chwilę! Widok jej zażenowanej jest bardzo rzadki, tym bardziej miałam większy ubaw. Potraktowała Alanę źle dwa razy w ciągu dnia. Zawahałam się, aby pomóc Alanie, gdy została popchnięta, ale jak Debby wykorzystała sytuację, by ośmieszyć moją młodszą siostrę pomyślałam, że w tym wypadku nie mogę się wahać. Poprosiłam, aby któraś z dziewczyn pożyczyła swoją bluzkę na w-f, a Tiffany od razu podała mi swoją koszulkę z szerokim uśmiechem. Nie od dziś wiadomo, że Tiffany nienawidzi sportu. Odbierając zwykłą białą bluzkę wybiegłam w ślad za Alaną. Znalazłam ją w jednej z kabin damskiej toalety. Cała zapłakana i brudna. Tak strasznie zrobiło mi się jej żal. Musiałam jej pomóc. Zawsze lubiłam pomagać. Dawać rady i otuchy do następnego kroku. Umiem pocieszać chociaż nie zawsze mi się udaję. Ale ważne są chęci, prawda?
Stanęłam przy swojej szafce. Odkluczyłam ją dobrze zapamiętanym kodem i zaczęłam wrzucać do szafki książki i rzeczy, które nie przydadzą mi się w jutrzejszym dniu szkoły. W czasie, gdy orientowałam się co jest potrzebne na jutro, podszedł do mnie wysoki brunet. Oparł się o sąsiednią szafkę i badawczo mi się przyglądał. Ja spojrzałam na niego przelotnie i wróciłam do wykonywanej czynności.
- Czemu wybiegłaś za jakąś dziewczyną z lunchu?
- To była moja siostra. Musiałam jej pomóc. - odparłam krótko.
- A czemu nachosy wylądowały na królowej szkoły? - brunet zadał kolejne pytanie.
- "Królowa szkoły" - zrobiłam znak cudzysłowu - sobie na to zasłużyła. I w dodatku także jest moją siostrą. - niemal warknęłam ze złości.
Brunetowi najwyraźniej skończyły się pytania, jednak dalej stał oparty o szafkę, a ja totalnie go ignorując skupiłam się na jutrzejszych lekcjach. Świdrujące spojrzenie mulata jednak nie dawało mi spokoju. Popatrzyłam na niego, a on dalej przeszywał mnie wzrokiem.
- Co? - warknęłam poirytowana.
- Szukam w tobie cech wspólnych z twoją siostrą.
- Czemu?
- Bo nie mogę uwierzyć, że jesteś spokrewniona z tą idiotka, która uważa się za bóstwo. - odpowiedział zadziornie.
Uśmiechnęłam się do niego. Przynajmniej jeden chłopak nie patrzący na nią z pożądaniem. Mulat wyraźnie u mnie zapunktował. Odwróciłam głowę, by włożyć już ostatnią książkę i zamykając szafkę zauważyłam, że brunet zniknął. Zdziwiłam się, ale postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy i ruszyłam w drogę powrotną do domu.
Otwierając drzwi od domu zastałam Debby malującą się przed lustrem, które wisiało niemal przy samych drzwiach. Siostra spojrzała na mnie ze złością i poirytowaniem, a także odrazą. Prychnęła z pogardą i ponownie zaczęła się malować.
- Fluidem i pudrem nie zakryjesz swojej głupoty. - mówię przechodząc obok niej.
Debby poczerwieniała ze złości, a ja z triumfem skierowałam się do swojego pokoju.
Mój pokój był średniej wielkości. Ściany pomalowane zostały na jasny fiolet. Po prawej stronie stała szafa z ubraniami, a niedaleko niej kanapa i mały szklany stolik. Po lewej stronie ustawione zostało łóżko z beżową pościelą. Po jego dwóch stronach stały stoliki nocne. Nad łóżkiem wisiał kolaż zdjęć zrobiony przeze mnie. Co jakiś czas dokładam tam fotografie, na których uwieczniono moje wspomnienia. Na równoległej ścianie od drzwi znajduje się okno, a obok niego półka z książkami. Lubię wdrapywać się na parapet i obserwować panoramę naszego małego miasteczka. Zwłaszcza w deszczowe dni. Czyli można uznać, że zawsze lubię posiedzieć na parapecie. Na ścianie równoległej od okna stoi komoda, na której ustawiłam wszelkiego rodzaju pamiątki z przebytych podróż. Koło komody wisi duże podłużne lustro, a jego rama została przeze mnie ozdobiona lampkami. Pomiędzy lustrem, a komodą oparta o ścianę jest moja gitara. Rzecz z którą nigdy się nie rozstanę. Muzyka to moje drugorzędne hobby. Na pierwszym miejscu jest rysunek. Uwielbiam szkicować, rysować, malować. Jestem artystką. Mam wrodzoną kreatywność.
Usłyszałam pukanie do drzwi, a następnie drzwi otworzyły się ukazując niepewną postawę Alany, która w dłoniach trzymała białą koszulkę i podała mi ją do ręki.
- Wyprałam ją. Możesz ją jutro oddać Tiffany. Podziękuj jej ode mnie.
- Jasne. Debby odzywała się do ciebie? - zapytałam.
- Nie. Za każdym razem tylko rzuca mi wściekłe spojrzenia, więc postanowiłam siedzieć cały czas w swoim pokoju.
- Zrób jej na złość. Nie znikaj jej z oczu. - uśmiechnęłam się.
- Wolę nie. Jej spojrzenie zabija.
Roześmiałyśmy się. Był to śmiech szczery, ale jednocześnie sztuczny. Co jest z nami nie tak? Czemu nie możemy zachować się jak normalne siostry? Alana wyczuwając sztywną atmosferę między nami wyszła z mojego pokoju. Usiadłam na łóżko, rzuciłam się na nie plecami i leżąc tak wgapiałam się w namalowany przeze mnie cytat: "Zawsze celuj w księżyc. Nawet jeśli nie trafisz, będziesz między gwiazdami...". Do dziś nie wiem dlaczego go napisałam. Nawet nie pamiętam, gdzie go znalazłam. Po prostu mi się spodobał i nie mogłam odmówić sobie przyjemności zapisania go. Tak, to jest chyba powód czemu cytat został uwieczniony na suficie.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Ciągle pamiętam jak mama była na mnie wściekła za to. Teraz mi wybaczyła, albo po prostu zapomniała o tym incydencie. Wzruszyłam ramionami na to i podniosłam się z łóżka. Podeszłam do okna i zobaczyłam jak po chodniku kroczy ten sam chłopak, który stał koło mojej szafki. Teraz go sobie przypomniałam. Dopiero zorientowałam się, że jest on jednym z nowych uczniów. Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Jak mogłam być taka głupia? Uchyliłam trochę firanki, by bardziej przypatrzeć się chłopakowi. Pech chciał, że akurat spojrzał w moją stronę. Mulat uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów. Zasłoniłam firankę i odeszłam od okna. Straciłam ochotę na oglądanie panoramy mojego miasteczka.
Otworzyłam drzwi od swojego pokoju i zeszłam po spiralnych schodach na parter i od razu skierowałam się do salonu. Po drodze spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę 16:15. Spóźniłam się tylko kwadrans na ulubiony serial Debby. Wchodząc do salonu od razu w oczy rzuciła mi się w oczy leżąca sylwetka mojej siostry. To jej ulubiona pozycja czasie oglądania telewizji. Usiadłam naprzeciw Debby na sąsiedniej kanapie. Jak byłam mała to dziwiłam się czemu stoją u nas trzy kanapy tworząc kwadrat bez jednej ścianki. Teraz wiem, że jednak te kanapy to nie był wyrzut pieniędzy, ani zachcianka rodziców, aby goście przychodzący do nas byli zachwyceni naszym przestronnym salonem. Tak łatwiej zdenerwować starsze rodzeństwo samą swoją obecnością.
- Nie przeszkadzaj mi. - warknęła Debby.
- Przecież nic nie robię. - mówię niewinnie.
Debby burknęła coś pod nosem, jednak nie zrozumiałam ani jednego słowa. Zaczęłam wgapiać się w telewizor i w ten durny serial, który uwielbia moja głupiutka siostra. Z nudów zaczęłam wiercić się na kanapie. Debby dalej mnie ignorowała, jednak podniosła głowę i oglądała telewizję na pół leżąco. Położyłam się tak jak ona. Debby wyczuwając moje zamiary zaszczyciła mnie swoim zabijającym spojrzeniem. Zrozumiałam przesłanie i przewróciłam oczami. Nie dam jej satysfakcji.
- Idź sobie. – warknęła znudzonym głosem Debby.
- Co mówisz? Nie słyszę. – odpowiadam.
- Idź. Sobie. – siostra akcentuje wyraźnie każde słowo.
- Oczywiście.
Dalej siedzę na kanapie. Debby podparła głowę ręką i wróciła do oglądania swojego serialu. Ja natomiast zniesmaczona oglądanym odcinkiem poddałam się i z głośnym hałasem i ociąganiem poszłam do kuchni. Wyjęłam z lodówki sok jabłkowy i wlałam go do szklanki. Oparłam się o szafkę a wlany sok w między czasie wypiłam duszkiem. Odstawiłam szklankę i wgapiałam się ponownie w telewizor przez łuk, który robił za wejście do salonu.
Odkleiłam oczy od telewizora i poszłam do swojego pokoju. Chwyciłam telefon leżący na stoliku i wyciągnęłam dłoń do torby, by wziąć z niej portfel. Następnie zeszłam na dół i ubrałam trampki na stopy. Telefon i portfel schowałam w głębokiej kieszeni skórzanej ramoneski. Przejrzałam się w lustrze i wyszłam na dwór, aby zwyczajnie pójść na spacer.
Nogi same poniosły mnie do miejscowego parku. Uwielbiam tam przebywać. To moje ulubione miejsce spotkań, ale także lubię tu przebywać w samotności.  Chyba od czasu do czasu człowiek potrzebuje chwil samotności: nie słuchać niczyjego gadania, samemu się nie odzywać, „zamknąć” wszystkie zmysły, odciąć się od świata zewnętrznego i skupić się tylko na sobie. Jak pustelnik. Zdecydowanie wolę jednak tą radosną gromadę ludzi wokół siebie. Źle mi jest samej. Samotność to dla mnie ostateczność. Niektórzy marzą o niej jak o ostatniej ucieczce. Ja sama od niej uciekam.
Zaczęłam szukać wzrokiem mojej ulubionej ławki. Schowanej w cieniu drzew, gdzie jedyne promienie słoneczne wpadały przez małe zakamarki. Po chwili znalazłam ławkę, lecz była zajęta. Przez wysokiego bruneta. Czysta ironia losu. Nie zraziłam się jednak. Przyszłam tu, aby odpocząć. Nie ma znaczenia na jakiej ławce. Zauważyłam w oddali wolne miejsce, musiałam tylko minąć mulata ignorując go. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Szłam przed siebie z podniesioną głową, a dłonie schowałam do kurtki.
- My się przepadkiem nie znamy? – usłyszałam.
Mulat postanowił najwyraźniej dotrzymać mi towarzystwa.
- Nie przypominam sobie, aby znała twoje imię. – uśmiechnęłam się.
- Zayn. Zayn Malik. – przedstawił się brunet.
- Caitlin O’Connel.
- Zdążyłem już dowiedzieć się jak się nazywasz. – odparł niejaki Zayn.
- Więc czemu nie zwracasz się do mnie po imieniu? – zapytałam.
- A czemu miałbym skoro sam ci się nie przedstawiłem? Wolę, abyśmy oboje wiedzieli o sobie tyle samo.
- Chcesz mieć czystą kartę? – uniosłam brwi.
- Jeśli tak to nazywasz…
Kiwnęłam głową i dalej szliśmy ramię w ramię przez całą długość parku. Przez cały wynik ten rozmowy zapomniałam, że przyszłam tu aby pobyć sama, ale jak to ja, ktoś musiał do mnie dołączyć. Najwyraźniej los nie chce, abym zasmakowała samotności. Och, zapomniałam także, że miałam usiąść na ławce.
- O czym myślisz?
- A czemu chcesz wiedzieć? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Jesteś jakaś nieobecna. Nie da się odczytać twoich emocji. Jakbyś dusiła wszystko w sobie.
- Nie mów, że się przejąłeś. – uśmiechnęłam się drwiąco.
- Nie przejmuję się. Daję ci do zrozumienia, że jesteś trudna do zrozumienia.
- To czyni mnie interesującą?
- Nie, twój radosny uśmiech czyni cię interesującą. Chociaż, gdy jesteś oschła bardziej mnie do siebie przyciągasz. – mówi tajemniczo Zayn.
- Przyciągam cię do siebie?
- Za dużo się dzisiaj dowiedziałaś, skarbie! – mulat wyprzedził mnie i odszedł samotnie własną ścieżką.
- Nie jestem  twoim skarbem! – krzyczę rozbawiona.
- Jeszcze! – odkrzykuje Zayn odwracając się do mnie na pięcie. Patrzy na mnie figlarnym spojrzeniem i dalej kieruje się swoją drogą.
Ten cały Malik potrafi mnie rozbawić. Jeśli jednak ma jakieś zamiary wobec mnie, niech sobie odpuści. Jestem barwnym ptakiem, trudno mnie złapać. Żyję własnym rytmem. Nikt nie potrafi mnie dogonić. Nikt nie potrafi utrzymać mnie przy sobie. Jednak przyciągam uwagę każdego. Jestem wolna jak ptak. Niezależna i zmienna – jak pogoda.
Wróciłam do domu około godziny 18:00. Rodzice powinni już wrócić, przynajmniej jedno z nich. Otworzyłam ostrożnie drzwi wejściowe nie chcą narobić hałasu. Moim rodziciele są podenerwowani, gdy robimy hałas w domu po ich powrocie. Są przewrażliwieni na punkcie hałasu. Zdecydowanie wolą ciszę.
Zdjęłam zabrudzone buty, ramoneskę powiesiłam na wieszak i cicho stąpając na palcach poszłam po schodach do swojego pokoju. Udało  mi się przejść niepostrzeżenie i szybko przekraczając próg swojego pokoju zamknęłam drzwi na klucz. Rzuciłam się na łóżko i po raz drugi tego dnia wgapiałam się w sufit. Strasznie bolały mnie nogi. Przyda mi się odpoczynek.
Pomasowałam obolałe stopy i sięgnęłam po książkę, która leżała na jednym z dwóch stolików nocnych. Próbowałam przypomnieć sobie skąd ją mam. Nic z tego. Książki nie będą książkami fantastycznymi nie zapadają mi w pamięć. Komedie, romanse, kryminały – to nie książki dla mnie. Ja uznaję tylko fantastykę. Odłożyłam zapomnianą książkę i spojrzałam na zegarek. 18:30. Co ja mogę robić? Przeszukałam cały pokój wzrokiem i gwałtownie podniosłam się z łóżka. Chwyciłam słuchawki i oddałam się pierwszej płynącej melodii…

* Caitlin ♥ *
_____________________________________
Przybywam z drugim rozdziałem!
Jak się podoba?
Polubiliście charakterek Caitlin? :)
Ogólnie, muszę Was zapoznać z kilkoma sprawami organizacyjnymi:
Sprawa I: Tytuł piosenki ma w sobie link. Czy działa Wam to przekierowywanie? U mnie link nie wykrywa i teraz nie wiem, czy to wina szablonu czy mojego złomu, zwanego potocznie komputerem.
Sprawa II: Są tu czytelnicy z mojego pierwszego bloga? Czy jest tu ktoś komu podoba się fantastyka w moim wykonaniu?
Sprawa III: Kiedyś na pasku bocznym umieszczona była "Tablica Ogłoszeń". Niestety, ja jako istota kompletnie niemyśląca usunęła ten gadżet w celach badawczych. I teraz nie mogę ponownie dodać biednego gadżetu. I znowu zastanawiam się czy to wina bloggera czy mojego złoma.
Sprawa IV: Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, dodajcie komentarz w zakładce "Informowani" z Waszym userem na TT, adresem Waszego bloga, ewentualnie numerem GG/e-mailem.
Sprawa V: Jestem trochę zawiedziona małą ilością komentarzy. Pod prologiem daliście o sobie znać, natomiast pod rozdziałem pierwszym tylko nieliczna garstka.
Dlatego, następny rozdział pojawi się, gdy pod tym postem będzie minimum 7 komentarzy.
Gorąco pozdrawiam!
Eranest była, Earnest jest, Earmest będzie.