piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział siódmy

Alana

A teraz odkrywam, że nie umiem sobie z tym poradzić
Szaleję, chcę odejść, Ty chcesz pojawić się
Powiedz, że chcesz to rozpracować chłopcze
Nie musisz błagać, bo nigdy nie dostaniesz tego ponownie

6 września

Wczorajszy dzień był dla mnie jedną wielką porażką. Niall mógł zostawić tamtego chłopaka. Nie potrzebowałam jego pomocy! Jestem przyzwyczajona do takich popychanek, po co blondyn zrobił tyle szumu? Gdyby nie on ludzie nie obgadywali mnie dwa razy mocniej za moimi plecami! Przez cały wczorajszy dzień byłam na językach całej szkoły. Przez coś takiego!
Mogłam sobie cichutko siedzieć w pustej klasie i czekać na pierwszą lekcję. Ale nie, musiałam sobie przypomnieć o wyjęciu z szafki idiotycznie niepotrzebnego długopisu! Mogłam zapomnieć. Mogłam nie ruszać się ze swojego miejsca. Mogłam siedzieć na tym niewygodnym krześle i czekać na ten cholerny dzwonek! Sytuacja na pewno wyglądałaby inaczej, gdyby Niall nie zwrócił na mnie uwagi. Już nie wspomnę o chłopaku, który oberwał od blondyna. Nie pamiętam nawet jego imienia. Byłam przerażona tym, że wybuchła jakaś beznadziejnie niepotrzebna bójka. I to z mojego powodu!
Spanikowana uciekłam, bo czułam, że stojąc tam dłużej coraz bardziej bójka się rozwinie. I jeszcze Debby. Patrzyła na to wszystko. Patrzyła na mnie tym swoim pogardliwym spojrzeniem. Większego wstydu już nie mogło być.
Ale najdziwniejsze w całej tej sytuacji jest to, że ktoś wstawił się za mną. I już sama nie wiem, czy powinnam być za to wdzięczna. Przez cały dzień byłam w centrum uwagi. Większa skaza mnie jeszcze nie spotkała.
Sobota w moim wykonaniu była niezwykle ponura. Cicha. To normalne, że jak zawsze odcinam się od świata zewnętrznego. Ale dzisiaj jest jakby inaczej. Nie mam ochoty nawet na siebie patrzeć. Nie mam ochoty patrzeć na twarz, która wywołała taką sensację. Wywołała coś, co było nikomu potrzebne.
Narzekanie, rozpamiętywanie przeszłości, wymyślanie tysięcy innych sposobów na  "co by było gdyby" - to wszystko było u mnie w normie. Żaden mój dzień nie obszedł się bez wymienionych czynności. Nie umiem inaczej funkcjonować. To wpisało się w mój charakter i nie mogę nic na to poradzić. Nie umiem siebie zmienić. Jestem jaka jestem. Pełna wad i z małą ilością zalet. Ale to chyba nie sprawia, że jestem gorsza?
Każdy ma gorsze dni. Ty je masz zawsze, pomyślałam.
Jestem nieśmiała, zamknięta w sobie. Nie umiem postawić na swoim. Nie mam w sobie upartości i pewności siebie jak Debby. Nie mam w sobie pogody ducha i radości jak Caitlin. Ludzie się z nimi trzymają, bo je lubią. Bo moje siostry przyciągają do siebie każdego napotkanego człowieka. A ja?
Zwykła szara myszka nie umieją sama siebie obronić.
Wgapianie się w sufit jest męczące. Tym bardziej, że w tajemnicy przed resztą uczniów zostałam wytypowana na bieg lekkoatletyczny. Sądziłam, że to właśnie mnie wybiorą do reprezentacji szkoły, a moje przemyślenia okazały się trafne.
Nie jestem osobą, która szczyci się jakimiś osiągnięciami. I mimo, że jestem inteligentną osobą to i tak nigdy nie wybierają mnie do żadnych konkursów. Bo są lepsi ode mnie. W każdej dziedzinie jest ktoś lepszy ode mnie.
A teraz?
Zostałam wytypowana. Rozumiecie? Tym razem udowodnię, że jestem przynajmniej jedną z najlepszych. Udowodnię wszystkim, którzy we mnie zwątpili, że mam w sobie siłę, aby pokazać mój chyba jedyny talent.
Roześmiałam się sarkastycznie.
W co ty wierzysz, głupia dziewczyno? - zapytałam sama siebie.
Po odciągnięciu się od ponurych myśli, ześlizgnęłam się z łóżka i wstałam na równe nogi. Przez chwilę stałam w miejscu zastanawiając się, co chcę robić w ten wyjątkowy słoneczny, lecz zimny dzień. Zdaje mi się, że tylko w Wielkiej Brytanii pogoda ma takie huśtawki nastrojów. Przedwczoraj było ładnie i bezchmurnie, a dzisiaj słońce widnieje na niebie, ale nie daje od siebie żadnego ciepła. Współczuję meteorologom pracować nad tak dziwną pogodą.
Po głębszym zastanowieniu się, wyjęłam z szafy czarną bluzę z kapturem i zeszłam na dół po schodach. Zdjęłam z półki czapkę i wygładzając włosy założyłam ją. Minęłam po drodze rodziców siedzących w stosie papierów związanych z ich pracą. Czasami zastanawiałam się, czy oby na pewno pamiętają, że mają córki. Nie pamiętam dnia, kiedy zamieniłam z rodzicami ponad dwa zdania. Codziennie siedzą w pracy, a weekend to dla nich przedłużenie tygodnia. Nie dopuszczają do siebie myśli, że odpoczynek byłby im przydatny. Ciągle pracują i za nic nie myślą o chociażby jednodniowym urlopie.
Zignorowałam swoje myśli i niezauważona przeszłam przez korytarz i ubrałam adidasy na swoje stopy. Bez patrzenia w lustro wyszłam z domu bez konkretnego celu.
Musiałam wyjść z tego zbyt cichego domu. W weekendy w domu było cichutko jak w mysiej norze. Nikt do nikogo się nie odzywa, jakbyśmy byli sobie obcy. Nie jesteśmy rodziną. Jesteśmy nieznanymi sobie mieszkańcami domu położonego na ulicy Bartholomew Close. Nasze stosunki mogłyby być lepsze, gdyby rodzice mieli na nas większy wpływ. Od zawsze zajmowali się sobą. Co prawda, było inaczej, gdy na świecie była tylko Debby. Gdy urodziła się Caitlin sytuacja się pogorszyła. Deborah od małego była rozpieszczona, a nieustanna myśl, że młodsza siostra może pozbawić pierworodnej córce sławę w domu była nieodgoniona. Caitlin całymi dniami ganiała po dworze bawiąc się z nowo poznanymi dziećmi. Natomiast, gdy urodziłam się ja, rodzice przestali zbytnio dbać o każdą z nas. Wychowałam się sama. Nie mogę powiedzieć, że byłam opuszczona. W tamtych latach miałam Caitlin. Trzymałyśmy się wtedy razem. Byłyśmy nierozłączne. Teraz? Daleko nam do tamtych lat.
Lata mijają. Człowiek musi się zmienić. Nieważne, czy na gorsze czy na lepsze. Nikt nie powinien tego oceniać. Zmiany są nieodłączną częścią człowieka. Wraz z przybieraniem lat charakter się zmienia. Osobowość, ciało, sposób myślenia. Wszystko ulega zmianie. Myślę, że po mnie nie widać większych zmian. Bardziej widoczne są zmiany fizyczne niż psychiczne. Ale kiedyś byłam bardziej otwarta. Miałam nawet jedną jedyną przyjaciółkę! Co prawda, nasz kontakt się urwał, po jej wyjeździe z miasteczka. Miałyśmy do siebie dzwonić, pisać. Nic z tego nie wyszło. Lucy zmieniła numer komórkowy. Znalazła nowych znajomych, a o mnie zapomniała. Nie mam nawet pojęcia, jak teraz wygląda. Nasza przyjaźń oficjalnie upadła sześć lat temu. Ani ja, ani ona - nie jesteśmy tymi samymi dwunastolatkami, które spędzały ze sobą każdy dzień. Ta przyjaźń to wspomnienie, które jest tylko umierającą przeszłością.
Nie wiadomo kiedy doszłam do małego strumyczka na granicach miasteczka. Rozejrzałam się zapobiegawczo dookoła i usiadłam na brzegu uważając aby nie zamoczyć butów. Wiatr rozwiewał moje niezwiązane włosy, a ja poczułam dziwnie przyjemny chłód na mojej szyi.
Prychnęłam cicho pod nosem.
Wyszłam z cichego domu, aby dostać się do równie cichego strumyczka.
Bravo, Alana. Można pozazdrościć twojej logiki, pomyślałam z przekąsem.
Przez chwilę tępo wpatrywałam się w gładką taflę wody. Nieporuszona, wręcz martwa. Niedotknięta przez żaden podmuch wiatru.
Trzask gałęzi obudził mnie z transu. Gwałtownie obróciłam się za siebie i już miałam zamiar podnieść się do pozycji stojącej. Każdy szmer, trzask, słowo - doprowadza mnie do panicznego lęku o własne życie.
Już miałam zamiar jak najszybciej oddalić się od strumyka, gdy zobaczyłam znajome blond włosy. Przez moment zastanawiałam się, co robić. Czekać, aż mnie zauważy czy jednak odejść, jakby nigdy mnie tu nie było? Wciąż jestem rozdarta na dwie części. Jedna chce się ujawnić, a druga pozostać w cieniu. Ostatnim razem ujawniłam się, co kosztowało mnie błędem. A ja dwóch błędów nie popełniam. Gdy blondyn spojrzał na miejsce, w którym stałam, już mnie tam nie było.

Powrót do domu dłużył się miłosiernie. Miałam ochotę ponownie wrócić się do ukrytego, rzadko odwiedzanego strumyczka. Ale jednak to miejsce mnie trochę odpychało.  Takie puste i ciche. Zupełnie jak ja. A ja nie chciałam mieć styczności z takimi osobami. O ile strumyk jest osobą.
Będąc przed wejściem do domu, nagle rozmyśliłam się co do moich planów i ponownie udałam się do rozpoczęcia nowej wędrówki. Tym razem miałam zamiar podszkolić swoją kondycję. Miałam ochotę na czysty bieg rekreacyjny. Kierowałam się w stronę parku, jednak skręciłam w boczną dróżkę. Upewniwszy się, że nikt za mną nie idzie, zaczęłam biec truchtem do wyznaczonego celu.
Biegłam po leśnej dróżce, która swoją nazwę zawdzięczała tym, że kiedyś naokoło przebiegał las. Bodajże trzy lata temu las wycięto, a dróżka nadal nosiła swoją potoczną nazwę.
Moje miasteczko nie lubi zmian. Woli monotonię. Woli coś co było. Nasi nowi mieszkańcy mają trudność z zapoznaniem się z ludźmi, który mieszkają tutaj od dziecka. Młodzież będąca młodszym pokoleniem ma łatwiej, gdyż ludzie w moim wieku lubią poznawać nowe osoby. Tylko ja jestem inna, bo nawet ktoś nowy nie chce się ze mną zapoznać.
Nie mam pojęcia, czemu ludzie mnie tak nie lubią. Nie śmierdzę, nie przeklinam, jestem typową grzeczną uczennicą... Najwyraźniej młodzież nie lubi takich osób. Nie lubi po prostu mnie.
Mój oddech robił się coraz krótszy, a ja czułam swoje rozpalone ciało. Biegając w taka pogodę nie potrzebowałam żadnej bluzy czy kurtki. Jednak nie zdjęłam swojego okrycia z uwagi na to, że nie chciałam mieć zajętych rąk.
Biegając do mojego celu musiałam minąć malutki las będący niedaleko strumyka.
Czapka na mojej głowie coraz bardziej się ześlizgiwała z moich włosów, aż w końcu podniesiona podmuchem wiatru kompletnie zleciała mi z głowy. Wiatr, który zerwał się właśnie w tym nieszczęśliwym momencie zawiał jedną z moich ulubionych czapek w zarośla. Skręciłam ze swojej ścieżki i ruszyłam na poszukiwania mojego okrycia głowy. W końcu zauważyłam charakterystyczny bordowy kolor, który był... w rękach człowieka? Podeszłam bliżej i ku mojemu niezadowoleniu zobaczyłam opartego plecami o drzewo Nialla. Siedział pod drzewem, a w dłoniach trzymał moją czapkę. Uchyliłam się i przeszłam pod gałęzią niskiego drzewa. Szelest wychodzący spod moich stóp zwrócił uwagę blondyna, który na początku spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem. Lecz zaraz to zdziwienie zamieniło się w pogodny uśmiech.
- Twoja? - zapytał.
- Tak - cichutko odebrałam od Nialla czapkę.
Z niewiadomych przyczyn głęboko się zarumieniłam i aby to ukryć schowałam policzki we włosach, które spływały kaskadą po moich ramionach. Spojrzałam na chłopaka ostatni raz i już miałam się wycofać, gdy blondyn coś mi zaoferował.
- Przysiądziesz się do mnie?
Przekalkulowałam kilka razy to pytanie w moich umyśle. Zastanawiałam się, co będzie dla mnie lepsze. Już miałam odmówić, gdy rozbawiony uśmiech Nialla sprawił, że wszystkie moje myśli odleciały w zapomnienie. Bez słowa usiadłam obok chłopaka nienawidząc siebie za to, że tak szybko mu uległam.
Zastanawiałam się co powiedzieć. Czy w ogóle zacząć rozmowę? A może wypadało by...
- Dziękuję za to, że stanąłeś w mojej obronie - zwróciłam się do siedzącego obok Nialla.
Chłopak podrapał się po karku i spojrzał na mnie z lekko uniesionymi w górę kącikami ust.
- Ktoś to powinien zrobić.
Pokiwałam lekko głową.
- Tylko, że nikt dotychczas mnie nie obronił... - wyszeptałam.
Niall przegryzł wargę i spuścił głowę.
- Bo oni patrzą na wygląd, a ja na charakter.
Uśmiechnęłam się lekko. Niall być inny. Wystarczająco mi to udowodnił, a cała poranna złość nagle wyparowała.
- Więc czemu zadajesz się z ludźmi, który widzą tylko wygląd?
- A co ty byś zrobiła? Wolisz być samotna czy mieć jakieś towarzystwo, aby nie być kompletnie sama?
Zastanowiłam się przez chwilę nad słowami chłopaka. I myślałam, że ma rację. Lepiej mieć towarzystwo, gorzej go nie mieć.
- Nigdy nie lubiłem byś sam. Często zmieniałem szkołę i nauczyłem się, że zawsze trzeba przystosować się do napotkanej grupy, aby mieć jakikolwiek kontakt z ludźmi.
Blondyn zerknął na mnie, a mnie nagle zainteresował stan moich butów.

Nasza rozmowa zakończyła się w dziwny sposób. I na niedokończonej myśli. Na tym, że zaczęłam poważnie zastanawiać się nad słowami mojego towarzysza. I doszłam do wniosku, że ma rację. Zawsze chciałam być sobą. Nie umiałam nigdy udawać kogoś innego. A Niall udowodnił, że czasem trzeba poudawać. Stwarzać pozory, aby nie zostać odizolowanym od świata. Udowodnił, że nie liczy się jakość ludzi dookoła ciebie. Liczy się to, że nie jesteś sam. Nie oszalejesz i się nie zmienisz. Bo w samotności człowiek jest zdolny do różnych działań. Bardziej lub mniej bolesnych. Człowiek w samotności dziczeje. To dlatego nie spotykam się z nikim. To dlatego nie mam kontaktu z ludźmi. A jak napotkam człowieka, który polubi mnie taką jaką jestem, zbyt szybko się do niego przywiązuje. A ja nie chcę się do nikogo przywiązywać. Człowiek to ból. Odejdzie zostawiając cię samą z pogrzebanymi marzeniami. A człowiek bez marzeń nie istnieje. Jeśli odejdzie marzenie, nie będzie żadnego konkretnego celu w życiu. I co z tego, że naokoło ciebie będą ludzie, których lubisz? Gdy odchodzi jedna osoba, może odejść cały świat. A ja za nic nie chciałam, aby mój świat odszedł.
Mam rzadki kontakt z ludźmi. Zbyt szybko się przywiązuję. Zbyt szybko oceniam ludzi. Zbyt szybko daję oddać swoje serce.

*Alana ♥ *
_____________________________________
Cześć :D
Nie było mnie tu prawie od dwóch tygodni, za co bardzo przepraszam ;x
Nie chciałam szybko wstawiać tego rozdziału, gdyż nawet nie skończyłam pisać następnego. Ostatnio moja wena mnie opuściła i wczoraj usiadłam do pisania po ponad tygodniowej przerwie.
Mam nadzieję, że dotrwam do końca opowiadania, bo powoli tracę pomysły na dalsze rozdziały.
Wierzę jednak w swoją wyobraźnię i trzymam się myśli, że dam radę :D
Mój brak pisania był także spowodowany tym, że zachorowałam, ale teraz jest już lepiej, chociaż moje tajemnicze bóle głowy nadal są niewyjaśnione ;c
Pewna osóbka zwróciła mi uwagę, że nie stosuję akapitów, ale mi po prostu lepiej pisze się bez nich. Jednakże w następnym moim projekcie będę je stosować :) I przy okazji dziękuję tej istotce, że zwróciła mi także uwagę na moje dialogi i gdy sobie trochę poczytałam o nich, to zajarzyłam o co chodzi xD
Przypominam także o tym, że Earnest nie gryzie i śmiało można zapisywać się do informowanych :D

Trochę już za póżno, ale co myślicie o nowym teledysku chłopców?
Ja jak go zobaczyłam to straciłam panowanie nad sobą xD I gdy Niall zmienił się w Liama to takie WTF?
Po prostu padłam, zapomniałam jak się oddycha i trzeba było zbierać mnie w częściach z podłogi xD
A jakie były Wasze reakcje? :)

Za ewentualne błędy przepraszam.

Po tym, że jestem zdrowa można poznać po długiej notce ode mnie xD

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział szósty

Deborah

 Wtedy, wtedy mogłam widzieć
Że byłeś moim jedynym przyjacielem
Byłam zbyt przerażona by
Nie mogłam Cię wpuścić


5 września

Razem z Rebeccą miałam zaplanowane jakie kolory będziemy miały na sobie ubrane w dniu balu. Musiałyśmy to ustalić, aby żadna z dziewczyn nie przyszła w podobnej sukience. Nie mogłyśmy sobie pozwolić na taką wpadkę! Każda dziewczyna z elity miała zaklepany kolor główny. Ja miałam klasyczną czerń. Rebecca upatrzyła sobie ciemny brąz. Najtrafniejsze kolory przewodnie takie jak: beż, czerń i brąz rozeszły się migiem a zasada "Kto pierwszy ten lepszy!" kilka dziewczyn nie zadowoliła. Jednak nie obchodzi mnie to, co one sobie myślą. Ja jestem królową i ja muszę wyglądać olśniewająco. One są tylko dodatkiem. Robią za tło, które wzmacnia moją pozycję.
Na wspomnienie wczorajszego dnia uśmiechnęłam się przeciągle i  przejechałam czerwoną szminką po moich ustach. Uwielbiam ten kolor. Usta najbardziej przyciągają uwagę.
- Podaj mi kurtkę. - rozkazałam Alanie, która przeszła obok mnie.
Dziewczyna westchnęła i sięgnęła po moją kurtkę.Uśmiechnęłam się triumfalnie i w chwili, gdy już po nią sięgałam Alana raptem ją opuściła. Nie patrząc na mnie odwróciła się i zostawiła mnie wściekłą. Schyliłam się po ramoneskę i dumnie ją założyłam. Spojrzałam na swoją sylwetkę i cmoknęłam zadowolona. Jestem piękna, pomyślałam.
Razem z Maxem weszłam do budynku szkolnego. Co dziwne, żadna fala zaciekawionych spojrzeń nie ruszyła w naszą stronę. Udawałam, że nic nie zauważyłam, ale wewnątrz gotowałam się ze złości. Jak?! Co się dzieje z tymi ludźmi?!
Rozejrzałam się dokoła, a moją uwagę zwróciło zbiegowisko przy szafkach. Podeszłam do zgromadzonych ludzi i zobaczyłam jak Niall i Thomas stoją naprzeciwko siebie z zaciśniętymi pięściami. Z tyłu stała wyraźnie zagubiona i przestraszona Alana. Co takiego się wydarzyło?
- Przeproś ją! - krzyknął blondyn.
- Wlazła mi pod nogi, nie muszę nikogo przepraszać, a zwłaszcza ją. - warknął Thomas wskazując na moją młodszą siostrę.
- Ona nie jest pieprzoną zabawką, którą można się bawić! Ona jest człowiekiem, idioto!
- Jest zwykłą niepotrzebną szmatą! Nie warto zwracać na nią uwagę!
Horan mocniej zacisnął pięści i niespodziewanie uderzył Thomasa, który aż zatoczył się do tyłu. Jednakże, będąc popularnym szkolnym sportowcem, szybko odzyskał równowagę i zadał blondynowi potężny cios w brzuch. W tej chwili na "pole walki" wkroczył Malik, który wykazując się niewiarygodną siłą popchnął Thomasa na szafki, aż ten stracił panowanie nad swoim oddechem.
Całe zbiegowisko cofnęło się cofnęło się zapobiegawczo... i ze strachem? Nie miałam pojęcia, jak nazwać odczucia tych ludzi. Sama nie wiedziałam co czuję.
Popatrzyłam na wściekłego Horana, którego w tej chwili trzymał Payne, aby ponownie nie zaatakował Thomasa. Widziałam wiele takich bójek, ale nigdy nie wynikła ona z powodu Alany. Ba! Nikt nigdy nie stanął w jej obronie! Nowością było jedynie zachowanie Caitlin feralnego dnia, ale nigdy nie spodziewałam się takiego zachowania u Nialla. Wydawał się zbyt grzeczny. Zbyt święty, pomyślałam.
- Rozejść się. - warknął Zayn, a drugi raz nie musiał powtarzać.
Całe zgromadzenie posłusznie się rozeszło, jednak ja zostałam z Maxem i po sekundzie dołączyła do nas Rebecca. Thomas klnąc jak szewc odszedł, a Payne puścił wściekłego Horana. Zdążyłam zauważyć, że Alana niespostrzeżenie zniknęła. Natomiast Caitlin stała przez chwilę i wpatrywała się twardym wzrokiem na Liama, Nialla i Zayna. Ten ostatni odwzajemnił jej spojrzenie i uporczywie wpatrywał się w jej oddalającą się sylwetkę. Najwyraźniej Caitlin nie mogła wytrzymać w całym tym towarzystwie. Nie moja wina, że nie umie dobierać normalnych przyjaciół, pomyślałam ze zgryzotą i na moment zapomniałam o tym, że ktoś wstawił się za Alaną.
Szkoła niewielka, wszystko szybko się roznosi. Każda plotka, każda soczysta wiadomość - nieważne czy prawdziwa. Ważne aby chwytliwa.
Wiadomość o tym, że wybuchła bójka między Thomasem a Niallem rozeszła się migiem. Spodziewałam się takiej szybkiej reakcji z uwagi na to, że wynikła z powodu Alany. Nic nieznaczącej małej szarej myszki. Malutkie zwierzątko nie zjawiło się na lunchu i nie usłyszało wszystkich opinii na ten temat. Na swój temat.  Ciekawe jak się teraz czuje. Po raz pierwszy jest w centrum uwagi.
Niall jak i Thomas także nie zjawili się na stołówce. Poszkodowany sportowiec prawdopodobnie kolejną przerwę przesiedział w gabinecie szkolnej pielęgniarki. A blondyn? Zniknął bez śladu. Nikt nic nie słyszał. Nikt nic nie widział. Zachował się podobnie jak wczoraj. Także zniknął i nawet jego najlepsi kumple nie wiedzieli dokąd się udał.
- Debby? - usłyszałam przytłumiony głos obok mnie.
Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam Liama, który nachylał się nad moim uchem. Skłamałabym gdybym powiedziała, że mnie to nie zdziwiło. Zbyt bardzo jednak go nie lubię i zdążyłam zamaskować przed nim swoje zdziwienie. Wróg nie może znać twoich słabości.
- Czego chcesz? - warknęłam.
- Nie tutaj. - odpowiedział równie zgryźliwie jak ja.
Po czystej walce ze samą sobą wstałam i poszłam za śladem Liama. Chciałam zostać przy stoliku, ale postąpiłam wbrew sobie. Coś mnie ciągnęło do bruneta. A ja nie wiedziałam zbytnio co.
Chłopak kierował się w boczny korytarz. Szłam w krok za nim i zastanawiałam się, gdzie mnie prowadzi. W końcu zatrzymał się w miejscu odległym od klas. Znalazłam się w miejscu będącym schronieniem ludzi zapomnianych i nielubianych. To było coś w rodzaju azylu. Czegoś, gdzie ludzie nie przychodzą, bo nie mają po co. Korytarz był zapomniany, nie ma się co oszukiwać. Tylko zastanawiam się jak to miejsce odkrył Liam.
- Czego chciałeś?  - spytałam po chwili milczenia.
- Trzymaj z dala Zayna od Caitlin.
Zamrugałam zaskoczona.
- C-Co?
Niedowierzanie. Tylko to czułam.
- Masz trzymać Caitlin z dala od Zayna. - powtórzył.
- Czemu?
- On... On ma na nią zły wpływ. - Liam spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
- Konkretniej.
Skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Zawsze obiera sobie za cel dziewczynę, która jego zdaniem jest wyjątkowa. I próbuje ją wciągnąć do swojego życia. Sprawia, aby dziewczyna była taka jak on. Zayn chce sprawić, aby jego... wybranka odcięła się od swojego świata i przeszła do jego...
- Czemu mi to mówisz? - przerwałam mu.
- Nie interesuje cię to?
- Nie. Nie obchodzi mnie nic, co dotyczy moich sióstr.
- Ale to twoja siostra! Powinnaś dbać o nią! - warknął chłopak.
- One o mnie także nie dbają! Po co mam się o nie martwić? Są dużymi dziewczynkami, same potrafią o siebie zadbać. Nie muszę mówić im, jak mają żyć! Same niech się martwią o swoje problemy! Jestem z nimi spokrewniona tylko więzami krwi, nic więcej nas nie łączy! - wybuchnęłam.
- Nie martwi cię to, że twoja siostra diametralnie się zmieni?
- Nie, nie obchodzi mnie! One mnie nie obchodzą! Nie mam żadnych korzyści z opieki nad nimi! Więc czemu mam się nimi zajmować i niańczyć jak jakieś niemowlęta?
Liam zbliżył się do mnie.
- Musisz mieć ze wszystkich swoich działań korzyści?
- Tak. Bezinteresowność nie istnieje. Korzyść płynie ze wszystkich czynów. Ze wszystkich rąk ludzkich. Tak będzie zawsze. Nie zmienisz tego.
Odeszłam pełna pogardy. Myślał sobie, że będę bawić się w opiekunkę. Caitlin jest pełnoletnia. Niech sama o siebie dba. Nie mogę mówić jej jak ma postępować. Nie chcę jej tego mówić. Żeby mówić komuś jak ma żyć, trzeba najpierw samemu to wiedzieć.
Weszłam ponownie do stołówki i zobaczyłam siedzącego przy stoliku Nialla. Spojrzałam na niego przelotnie, a swój wzrok skupiłam na Zaynie. Nie słuchał niczyjego gadania, siedział w idealnym miejscu, aby obserwować Caitlin. Nie, nie będę o nich myślała. Niech robią co, chcą, pomyślałam.
Liam nie przyszedł już na lunch. Został w swoim starym położeniu. Niech tam stoi. Niech sobie nie wyobraża, że będę się przed nim uginać.
Koło naszego stolika przeszła Caitlin i podeszła do tablicy ogłoszeń. W tym samym momencie Zayn wstanął ze swojego miejsca i podszedł do mojej siostry. Zerknęłyśmy po sobie z Rebeccą i już wiedziałam, że Liam wiedział co się zanosi. Ewidentny romans, którego nie mam ochoty oglądać.
Upragniony dzwonek rozbrzmiał, gdy właśnie wstawałam od stolika. Sięgnęłam po torbę i miałam nadzieję, że nie spotkam Liama na swojej drodze.

Siedząc już w swoim pokoju nie mogłam przestać zastanawiać się nad słowami szatyna. I nie, nie obchodziła mnie ich treść, obchodziło mnie, że chłopak myślał, że zainteresuję się swoją siostrą. Wyraźnie dał mi do zrozumienia, że według niego jestem pępkiem świata. I tak, jestem nim.
Nie lubię ludzi, którzy nie liczą się z moim zdaniem. Mam swoje życie dokładnie zaplanowane i nie mogę sobie pozwolić, że ktoś obok mnie będzie nie zgadzał się z moimi słowami. Żeby coś osiągnąć muszę mieć wokół siebie grupę ludzi potulnych jak szczeniaki. Muszą mi usługiwać, być na każde moje zawołanie i roznosić dobre słowa o mnie. Muszę się liczyć wśród tej szarej, nudnej codzienności.
Zerknęłam na wyświetlacz telefonu, który cicho zabrzęczał. Popatrzyłam chwilkę na treść wiadomości, która do mnie dotarła. Zastanowiłam się przez moment i szybko odpisałam Rebecce, że zaraz będę na miejscu.
Właśnie wybierałam się do kawiarenki.
Wchodząc do starego, klasycznego budynku poczułam jak zwykle ten sam zapach świeżo parzonej kawy. Uwielbiałam tu przychodzić, jednakże od dawna tu nie byłam z uwagi na to, że nie miałam z kim tu przychodzić. Kawiarenka nie była uwielbiana przez moich znajomych, a moja przyjaciółka bardziej lubiła przytulne miejsca. Ja uwielbiałam tą bladość na ścianach, ten sam powtarzający się blues, który z czasem zanikał przez skrzypienie podłogi lub trzeszczenie w radiu. Uwielbiałam te kwiaty, które przekrzywiają się z doniczki. Uwielbiałam widok za oknem. Mogłabym wymieniać tak bez końca. Tej kawiarenki wprost nie da się opisać. Jest w niej coś dziwnego i innego, co zamiast przyciągać, odstrasza.
Zobaczyłam Rebecce siedzącą przy pierwszym stoliku od wejścia. Uśmiechnęłam się lekko i przysiadłam do mojej przyjaciółki, która z zainteresowaniem rozglądała się dookoła.
- Mamy problem.
- Dokładniej..? - zapytałam zaciekawiona.

Rebecca umyślnie wywołała pauzę.
- Suzanne chwaliła się Anne, że ma kupioną brązową sukienkę na bal!
Odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że to coś poważniejszego. W tej kawiarence często spiskujemy jak kogoś zhańbić, lub po prostu plotkujemy o wszystkich z naszej nudnej szkoły. Nikt tu nie przychodzi, więc nie ma obaw, że ktoś podsłucha.
- A ty.. - zaczęłam.
- To ja zaklepałam brąz! Nie pozwolę, aby ktoś miał ten sam kolor co ja! - wybuchnęła Rebecca.
- Zrobimy ten sam..
- Tak. - przerwała mi moja przyjaciółka.
Uśmiechnęła się do mnie triumfalnie, a mój humor znacznie się polepszył. Niech najdroższa Suzanne wie, że nie kwestionuje się wyborów ani moich ani Rebecci.

 * Deborah ♥ *
 _____________________________________
Rozdział wstawiony z małym poślizgiem, gdyż niefortunnie zachorowałam.
Po przeczytaniu całego rozdziału nie wydaję mi się, aby był on jakiś wyjątkowy, ale najlepszy też nie jest.
Kompletnie nie wiedziałam co napisać w końcówce.
Poza tym, mam problem z odmienianiem imienia "Rebecca" XD
Od razu zapowiadam, że najbliższy rozdział także będzie wstawiony później niż zwykle.
Dzisiaj krótko, bo muszę wracać do ciepłego łóżeczka <3
Do następnego :*
 Za ewentualne błędy przepraszam.

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział piąty

 Caitlin

 I ja, uciekam gdy wołasz moje imię
I ja, będę uciekać jeśli pójdziesz moją drogą
Gdy pójdziesz moją drogą
Będę uciekać jeśli pójdziesz moją drogą

2 września

Po usłyszanym dzwonku zeszłam ze schodów i z pogodnym uśmiechem pożegnałam się z dziewczynami. Dzisiejszego dnia nie miałam żadnej lekcji z moimi przyjaciółkami. Zapowiada się długi i nudny dzień. Kierowałam się w stronę klasy, gdy poczułam silny ucisk za ramię. Odwróciłam się twarzą do tego kogoś i zobaczyłam szeroko uśmiechniętego Zayna. Uniosłam brwi i spojrzałam na jego dłoń na moim ramieniu. Chłopak z wahaniem puścił mnie.
- Cześć, Caitlin.
- Cześć. - mruknęłam.
- Robisz coś dzisiaj po szkole?
- Nic związane z tobą.
Mulat zaśmiał się.
- Przyjdę dzisiaj po ciebie.
- Skąd wiesz gdzie mieszkam? – zapytałam.
- Nie trzeba było się na mnie gapić przez okno.
Zarumieniłam się.
- Patrzałam się na miasteczko. Ty byłeś tylko nieistotnym szczegółem.
- Zawsze stawiasz na swoim?
- Tylko, gdy rozmawiam z tobą i Debby.
- Oboje jesteśmy zbyt piękni? – brunet zapytał z błyskiem w oku.
- Oboje jesteście siebie warci. – warknęłam.
Odeszłam i skierowałam się na lekcję, na którą zdążyłam się sporo spóźnić. Pierwsze spóźnienie w tym roku. A za niedługo będzie ich więcej.
I więcej.
I więcej.


3 września

Po wczorajszym dniu  szybko położyłam się spać. Byłam zmęczona, a moje nogi wręcz odpadały. Zbyt dużo kilometrów przeszłam wczoraj z Zaynem. Mimo, że praktycznie nie rozmawialiśmy tylko szliśmy w ciszy czułam się tak dziwnie bezpiecznie. Może to dlatego, że usłyszałam o nim plotki pokazujące go w krzywym świetle. Ale to tylko plotki. Wpłynęło jeszcze chyba to, że dziewczyny na korytarzy robiły do mulata zalotne oczka. Malik miał duże powodzenie.
Obudziłam się wcześnie rano. Przekręcając się na drugi bok spojrzałam na budzik w celu sprawdzenia godziny. Było kilka minut po szóstej rano. Położyłam się na plecach i robiłam sobie w głowie listę „za” i „przeciw”. W końcu „za” wygrało i podniosłam się z łóżka. W przeciwieństwie do innych dziewczyn nie śpię do południa. Jeśli się obudzę, muszę wstać, bo będę zmęczona dwa razy mocniej niż kładąc się spać poprzedniego dnia. Dzisiaj rozważałam wstanie, ponieważ nogi nadal upornie bolały. Z trudem podniosłam się i podeszłam do szafy. Spojrzałam na stosy ubrań i jak zwykle założyłam kremowy włochaty sweterek i zeszłam na dół, aby zjeść moją ulubioną formę śniadania – płatki śniadaniowe.
Usiadłam do stołu i zaczęłam jeść śniadanie, przy okazji wsłuchałam się w delikatny głos Ellie Goulding* wydobywający się z radia. Z czasem bardziej zwróciłam uwagę na Debby, która pojawiła się w kuchni i zaczęła głośno narzekać na brak jedzenia w domu.
- Nic nie jedz. Nareszcie będziesz wyglądała jak twoje przyjaciółki… Nareszcie będziesz chuda.  – mówię ze zgryzotą.
W tym samym czasie pojawiła się Alana i nieśmiało sięgnęła po kromkę chleba na stole.
- Bardziej dałabym tą radę tobie… - warknęła Debby. – Zayn woli szczupłe i ładne dziewczyny.
- Chyba nie mówisz o sobie? – pytam niewinnie.
W odpowiedzi Debby prychnęła pogardliwie.
- Nie masz szans u Malika. Po co się starasz? – mówi spokojnie z jadem w głosie.
Wstałam i odsunęłam od siebie krzesło.
- Nie obchodzi mnie to, że nie mam szans! Nie obchodzi mnie sam Malik! Sam mnie wczoraj zaprosił na spacer! Jeśli jesteś zazdrosna, że nie zaprosił ciebie, to sama mu to zaproponuj!
- Chłopak robi pierwszy krok… Stała zasada, żałosna idiotko!
- Każdy może zrobić pierwszy krok! Niezależnie od płci! – pukam się w czoło dając wyraźne przesłanie mojej starszej siostrze.
Alana spogląda na nas obie i ostrożnie wycofuje się z pomieszczenia.
- Jesteś naiwna, Caitlin. Zbyt długo spędzasz czas ze swoją grupą błaznów. – mówi zjadliwie Debby.
- Jeśli oni są błaznami, to ja także. – warknęłam. – Tylko, że oni są moimi prawdziwymi przyjaciółmi, a ci twoi? Grupa pustych i sztucznych lalek Barbie. – dodaję.
- Moi są normalni.
- A moi nie udają idealnych. – uśmiecham się niewinnie.
Cała radosna po wygranej kłótni usiadłam do stołu i zaczęłam ponownie jeść śniadanie, które nagle zyskało nowy lepszy smak.
Będąc już w szkole zauważyłam jak przyjaciele Debby wytykają mnie palcem. Tania zagrywka. Nie mogąc znaleźć sposobu na upokorzenie mnie, sprawia, że elita ma ze mnie ubaw cały dzień. Zdążyłam się przyzwyczaić. Uwierzcie mi na słowo. Skręciłam w korytarz prowadzący do stołówki. Wchodząc do niej zauważyłam ogromne zbiegowisko pod tablicą informacyjną. Ludzie naokoło skakali, piszczeli i szeptali sobie na ucho. Całe społeczeństwo szkolne było poruszone z powodu tej samej wiadomości. Spojrzałam zdziwionym wzrokiem na Tiffany stojącą obok mnie. Dziewczyna wzruszyła ramionami i przepchnęła się przez tłum. Zaśmiałam się pod nosem z niecierpliwości mojej przyjaciółki. Odczekałam kilka minut a Tiff wróciła do mnie podekscytowana.
- Bal jesienny! – pisnęła.
Przewróciłam oczami. Nie lubiłam tego wydarzenia. Szkoła huczy od nowinek na jego temat, aż do dnia przed balem. Teraz czeka mnie słuchanie próśb Debby o nowe kosmetyki. Mama jak zwykle podekscytowana zarówno jak jej pierworodna córka. Ja jak zwykle wyjdę w połowie balu, ponieważ dziewczyna bez pary nie ma czego szukać. Alana nawet się nie zjawi. Cudna normalność.
- Mam nadzieję, że Sean mnie zaprosi. – szepnęła mi na ucho Tiffany.
Dziewczynie skrycie podobał się chłopak z naszej paczki, jednak zwykle śmiała blondynka nie jest w stanie wyznać mu swoich uczuć ani zaprosić go na spacer.  Ironia losu.
Podeszłyśmy razem do naszego stolika i od razu dobiegł nas śmiech na temat całego zamieszania z tym całym balem.
- Wymyślili, co nie? Mogli dać zwykłą dyskotekę, a dali bal… - mrugnął Dean.
- Przynajmniej, nasza królowa będzie miała jakiś temat do rozmów. -  dorzucił.
Gromki śmiech pobudził mój nastrój. Do końca lunchu płakałam ze śmiechu i mogłam mieć zagwarantowane, że nie będę jedyną samotną osobą na balu. Jeśli oczywiście przyjdę.

Po skończonych lekcjach szybko wybiegłam ze szkoły. Nie chciałam, aby Zayn towarzyszył mi w drodze do domu. Mulat obserwował mnie przez cały dzień i muszę przyznać, że jest to krępujące uczucie. Biegłam przed siebie i kurczowo trzymałam moją torbę, która osuwała się z mojego ramienia. Po kilku minutach zwolniłam i odwróciłam się do tyłu. Już myślałam, że zdarzy się to, co we wszystkich beznadziejnych romansach i zobaczę, że chłopak jest za mną. Na moje szczęście, nie jestem w filmie i nie było bruneta za moimi plecami. Uspokojona szłam do domu spokojnym tempem, a do uszu włożyłam słuchawki.
Docierając do domu zobaczyłam jak przed garażem zatrzymał się nieznany samochód. Uniosłam brwi do góry i z widocznym ociąganiem otworzyłam drzwi wejściowe. Od razu uderzył do mnie głośny śmiech i podniesione głosy. Zagłębiając się w mieszkanie zobaczyłam jak cały salon jest opanowany przez zarozumiałą elitę. Od Rebecci po tych nowych. Ku mojemu zadowoleniu był również mój „prześladowca”.  Momentalnie się skrzywiłam i podeszłam do schodów niezauważona przez nikogo. Wbiegłam szybciutko do swojego pokoju i natychmiastowo wyrzuciłam z głowy obraz salonu pełnego kosmetyków, gazet modowych i tych wszystkich innych pierdół. Nie rozumiałam fascynacji modą jak i balem. Wolałam swój własny świat wypełniony po brzegi muzyką i rysunkiem.
Rzuciłam torbę na łóżko i wyrzuciłam całą jej zawartość na łóżko. W oczy rzuciła mi się kartka informacyjna o balu, którą ktoś musiał mi podrzucić. Zgniotłam papier i wyrzuciłam go do kosza. Zabrałam się do odrabiania pac domowych. Nie mogłam już sama ze sobą wytrzymać. Bezustanne myślenie o balu i użalanie się nad sobą nie pasuje do mnie. Muszę się na czymś skupić.
Moja głowa pękała, a żołądek domagał się posiłku. Zza drzwi słyszałam, że znajomi Debby jeszcze są w naszym domu. Miałam nadzieję, że wytrzymam do ich odejścia, ale czym prędzej musiałam zaspokoić swój głód. Otworzyłam drzwi i od razu dobiegły mnie głosy z salonu. Zignorowałam to i zeszłam na dół. Nie patrząc na zajęte kanapy weszłam do kuchni niepostrzeżenie, ale przez to, że salon jest łączony z kuchnią za niedługo zostanę zauważona.
Wyjęłam z lodówki jakiś jogurt i sięgnęłam do szafki, aby wyjąć ostatnie opakowanie herbatników. Chwyciłam w dłoń łyżeczkę i ze swoim ekwipunkiem byłam gotowa ponownie wrócić do swojego pokoju.
- Smacznego.
Jednak ktoś stanął mi na przeszkodzie.
- Dziękuję. - burknęłam pod nosem.
Chciałam minąć Malika, ale on przesunął się tak, aby zagrodzić mi drogę. Uniosłam brwi do góry.
- Nie masz ochoty ze mną rozmawiać?
- Nie. – mówię szczerze.
- A ja mam ochotę usłyszeć twój głos. – uśmiechnął się chłopak.
- Właśnie go słyszysz. – podniosłam sarkastycznie kąciki ust.
Chłopak zaśmiał się.
- Czemu wyszłaś tak szybko ze szkoły? I czemu tak szybko biegałaś do domu?
Zarumieniłam się. Nie spodziewałam się, że Zayn ma oczy szeroko otwarte ilustrujące moje ruchy.
- Widziałeś mój bieg? – zapytałam podejrzliwie.
- Nie jestem psychopatą, który cię szpieguje.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który wpełzł mi na usta.
- Więc kim jesteś?
Chłopak zamyślił się.
- Chłopakiem, który ma dość tej grupy idiotów. – wskazał na ludzi w salonie.
- Więc czemu przebywasz w ich towarzystwie?
- Musisz pamiętać, że ja zawsze korzystam z okazji. – powiedział z wyraźnym błyskiem w oku.
Co to miało znaczyć?
Uniosłam brwi do góry i teraz skutecznie ominęłam bruneta i z pełnym (i smacznym) ekwipunkiem udałam się do pokoju, by wykonać zwykłe czynności jak na nastolatkę przystało. Nie miałam zamiaru zamartwiać się tym, co usłyszałam od Zayna. Niech mówi, co mu ślina na język przyniesie, pomyślałam z przekąsem. Zbyt dużo ostatnio myślę o sprawach, które nigdy mnie nie interesowały. Staję się zbyt normalna i typowa. Chcę być niebanalna! Chcę być sobą…

 * Caitlin ♥ *

 * Nie mogłam się powstrzymać, aby to napisać! Moja miłość do Ellie jest zbyt duża ♥
_____________________________________
Czeeeeść :D
Jakie są Wasze odczucia po przeczytanym rozdziale?
Jestem nawet z niego zadowolona, co jest trochę dziwne, bo ja sama jestem wybredna nawet to tego, co wyszło z moich rąk.
Już za późno, ale..
Jak bawiliście się w Prima Aprilis?
Ja bawiłam się świetnie!
I co z tego, że nie wyszłam nigdzie ze znajomymi.
I co z tego, że w związku ze zmianą profili na Twitterze byłam Ellen DeGeneres.
I co z tego, że zaprosiłam ROOM94 do swojego show, w hołdzie dla ForeverDreamer, która była na ich koncercie.
Mówcie co chcecie, ale ja wolę wirtualne zabawy.

Jak zapewne zauważyliście, poprzedni szablon został zwolniony, a do pracy przyjęłam szablon, który gościł tu od samego początku. Po zmianie szablonu dwie czytelniczki skontaktowały się ze mną, ponieważ miały problem w dodaniu komentarza. Nie jestem pewna czy to z powodu nowego szablonu, ale wolałam nie ryzykować i narazie zostaję przy pierwotnym szablonie. Jak będę miała czas zajmę się owym problemem, bo aż żal zrezygnować z nowego szablonu ;c

Chciałam także podziękować za dwie nominacje do Liebster Awards. W najbliższym czasie postaram się odpowiedzieć na zadane pytania.

A Earnest jak zwykle się rozgadała i czeka na Wasze komentarze :)
Pokój!