Alana
A teraz odkrywam, że nie umiem sobie z tym poradzić
Szaleję, chcę odejść, Ty chcesz pojawić się
Powiedz, że chcesz to rozpracować chłopcze
Nie musisz błagać, bo nigdy nie dostaniesz tego ponownie
Szaleję, chcę odejść, Ty chcesz pojawić się
Powiedz, że chcesz to rozpracować chłopcze
Nie musisz błagać, bo nigdy nie dostaniesz tego ponownie
6 września
Mogłam sobie cichutko siedzieć w pustej klasie i czekać na pierwszą lekcję. Ale nie, musiałam sobie przypomnieć o wyjęciu z szafki idiotycznie niepotrzebnego długopisu! Mogłam zapomnieć. Mogłam nie ruszać się ze swojego miejsca. Mogłam siedzieć na tym niewygodnym krześle i czekać na ten cholerny dzwonek! Sytuacja na pewno wyglądałaby inaczej, gdyby Niall nie zwrócił na mnie uwagi. Już nie wspomnę o chłopaku, który oberwał od blondyna. Nie pamiętam nawet jego imienia. Byłam przerażona tym, że wybuchła jakaś beznadziejnie niepotrzebna bójka. I to z mojego powodu!
Spanikowana uciekłam, bo czułam, że stojąc tam dłużej
coraz bardziej bójka się rozwinie. I jeszcze Debby. Patrzyła na to wszystko.
Patrzyła na mnie tym swoim pogardliwym spojrzeniem. Większego wstydu już nie mogło być.
Ale najdziwniejsze w całej tej sytuacji jest to, że ktoś
wstawił się za mną. I już sama nie wiem, czy powinnam być za to wdzięczna. Przez cały dzień byłam w centrum uwagi.
Większa skaza mnie jeszcze nie spotkała.
Sobota w moim wykonaniu była niezwykle ponura. Cicha. To
normalne, że jak zawsze odcinam się od świata zewnętrznego. Ale dzisiaj jest
jakby inaczej. Nie mam ochoty nawet na
siebie patrzeć. Nie mam ochoty patrzeć na twarz, która wywołała taką sensację.
Wywołała coś, co było nikomu potrzebne.
Narzekanie, rozpamiętywanie przeszłości, wymyślanie
tysięcy innych sposobów na "co by
było gdyby" - to wszystko było u mnie w normie. Żaden mój dzień nie
obszedł się bez wymienionych czynności. Nie umiem inaczej funkcjonować. To wpisało się w mój charakter i nie mogę nic
na to poradzić. Nie umiem siebie zmienić. Jestem jaka jestem. Pełna wad i z
małą ilością zalet. Ale to chyba nie sprawia, że jestem gorsza?
Każdy ma gorsze dni. Ty
je masz zawsze, pomyślałam.
Jestem nieśmiała, zamknięta w sobie. Nie umiem postawić
na swoim. Nie mam w sobie upartości i pewności siebie jak Debby. Nie mam w
sobie pogody ducha i radości jak Caitlin. Ludzie się z nimi trzymają, bo je
lubią. Bo moje siostry przyciągają do siebie każdego napotkanego człowieka. A
ja?
Zwykła szara myszka nie umieją sama siebie obronić.
Wgapianie się w sufit jest męczące. Tym bardziej, że w
tajemnicy przed resztą uczniów zostałam wytypowana na bieg lekkoatletyczny.
Sądziłam, że to właśnie mnie wybiorą do reprezentacji szkoły, a moje
przemyślenia okazały się trafne.
Nie jestem osobą, która szczyci się jakimiś
osiągnięciami. I mimo, że jestem inteligentną osobą to i tak nigdy nie
wybierają mnie do żadnych konkursów. Bo są lepsi ode mnie. W każdej dziedzinie
jest ktoś lepszy ode mnie.
A teraz?
Zostałam wytypowana. Rozumiecie? Tym razem udowodnię, że
jestem przynajmniej jedną z najlepszych. Udowodnię wszystkim, którzy we mnie
zwątpili, że mam w sobie siłę, aby pokazać mój chyba jedyny talent.
Roześmiałam się sarkastycznie.
W co ty wierzysz,
głupia dziewczyno? - zapytałam sama siebie.
Po odciągnięciu się od ponurych myśli, ześlizgnęłam się z
łóżka i wstałam na równe nogi. Przez chwilę stałam w miejscu zastanawiając się,
co chcę robić w ten wyjątkowy słoneczny, lecz zimny dzień. Zdaje mi się, że
tylko w Wielkiej Brytanii pogoda ma takie huśtawki nastrojów. Przedwczoraj było
ładnie i bezchmurnie, a dzisiaj słońce widnieje na niebie, ale nie daje od
siebie żadnego ciepła. Współczuję meteorologom pracować nad tak dziwną pogodą.
Po głębszym zastanowieniu się, wyjęłam z szafy czarną
bluzę z kapturem i zeszłam na dół po schodach. Zdjęłam z półki czapkę i
wygładzając włosy założyłam ją. Minęłam po drodze rodziców siedzących w stosie
papierów związanych z ich pracą. Czasami zastanawiałam się, czy oby na pewno
pamiętają, że mają córki. Nie pamiętam dnia, kiedy zamieniłam z rodzicami ponad
dwa zdania. Codziennie siedzą w pracy, a weekend to dla nich przedłużenie
tygodnia. Nie dopuszczają do siebie myśli, że odpoczynek byłby im przydatny.
Ciągle pracują i za nic nie myślą o chociażby jednodniowym urlopie.
Zignorowałam swoje myśli i niezauważona przeszłam przez
korytarz i ubrałam adidasy na swoje stopy. Bez patrzenia w lustro wyszłam z
domu bez konkretnego celu.
Musiałam wyjść z tego zbyt cichego domu. W weekendy w
domu było cichutko jak w mysiej norze. Nikt do nikogo się nie odzywa, jakbyśmy
byli sobie obcy. Nie jesteśmy rodziną. Jesteśmy nieznanymi sobie mieszkańcami
domu położonego na ulicy Bartholomew Close. Nasze stosunki mogłyby być lepsze, gdyby
rodzice mieli na nas większy wpływ. Od zawsze zajmowali się sobą. Co prawda,
było inaczej, gdy na świecie była tylko Debby. Gdy urodziła się Caitlin
sytuacja się pogorszyła. Deborah od małego była rozpieszczona, a nieustanna
myśl, że młodsza siostra może pozbawić pierworodnej córce sławę w domu była
nieodgoniona. Caitlin całymi dniami ganiała po dworze bawiąc się z nowo
poznanymi dziećmi. Natomiast, gdy urodziłam się ja, rodzice przestali zbytnio
dbać o każdą z nas. Wychowałam się sama. Nie mogę powiedzieć, że byłam
opuszczona. W tamtych latach miałam Caitlin. Trzymałyśmy się wtedy razem.
Byłyśmy nierozłączne. Teraz? Daleko nam do tamtych lat.
Lata mijają. Człowiek musi się zmienić. Nieważne, czy na
gorsze czy na lepsze. Nikt nie powinien tego oceniać. Zmiany są nieodłączną
częścią człowieka. Wraz z przybieraniem lat charakter się zmienia. Osobowość,
ciało, sposób myślenia. Wszystko ulega zmianie. Myślę, że po mnie nie widać
większych zmian. Bardziej widoczne są zmiany fizyczne niż psychiczne. Ale
kiedyś byłam bardziej otwarta. Miałam nawet jedną jedyną przyjaciółkę! Co
prawda, nasz kontakt się urwał, po jej wyjeździe z miasteczka. Miałyśmy do
siebie dzwonić, pisać. Nic z tego nie wyszło. Lucy zmieniła numer komórkowy. Znalazła
nowych znajomych, a o mnie zapomniała. Nie mam nawet pojęcia, jak teraz
wygląda. Nasza przyjaźń oficjalnie upadła sześć lat temu. Ani ja, ani ona - nie
jesteśmy tymi samymi dwunastolatkami, które spędzały ze sobą każdy dzień. Ta
przyjaźń to wspomnienie, które jest tylko umierającą przeszłością.
Nie wiadomo kiedy doszłam do małego strumyczka na
granicach miasteczka. Rozejrzałam się zapobiegawczo dookoła i usiadłam na
brzegu uważając aby nie zamoczyć butów. Wiatr rozwiewał moje niezwiązane włosy,
a ja poczułam dziwnie przyjemny chłód na mojej szyi.
Prychnęłam cicho pod nosem.
Wyszłam z cichego domu, aby dostać się do równie cichego
strumyczka.
Bravo, Alana. Można
pozazdrościć twojej logiki, pomyślałam z przekąsem.
Przez chwilę tępo wpatrywałam się w gładką taflę wody.
Nieporuszona, wręcz martwa. Niedotknięta przez żaden podmuch wiatru.
Trzask gałęzi obudził mnie z transu. Gwałtownie obróciłam
się za siebie i już miałam zamiar podnieść się do pozycji stojącej. Każdy
szmer, trzask, słowo - doprowadza mnie do panicznego lęku o własne życie.
Już miałam zamiar jak najszybciej oddalić się od
strumyka, gdy zobaczyłam znajome blond włosy. Przez moment zastanawiałam się,
co robić. Czekać, aż mnie zauważy czy jednak odejść, jakby nigdy mnie tu nie
było? Wciąż jestem rozdarta na dwie części. Jedna chce się ujawnić, a druga
pozostać w cieniu. Ostatnim razem ujawniłam się, co kosztowało mnie błędem. A
ja dwóch błędów nie popełniam. Gdy blondyn spojrzał na miejsce, w którym
stałam, już mnie tam nie było.
Powrót do domu dłużył się miłosiernie. Miałam ochotę
ponownie wrócić się do ukrytego, rzadko odwiedzanego strumyczka. Ale jednak to
miejsce mnie trochę odpychało. Takie
puste i ciche. Zupełnie jak ja. A ja nie chciałam mieć styczności z takimi osobami.
O ile strumyk jest osobą.
Będąc przed wejściem do domu, nagle rozmyśliłam się co do
moich planów i ponownie udałam się do rozpoczęcia nowej wędrówki. Tym razem
miałam zamiar podszkolić swoją kondycję. Miałam ochotę na czysty bieg
rekreacyjny. Kierowałam się w stronę parku, jednak skręciłam w boczną dróżkę.
Upewniwszy się, że nikt za mną nie idzie, zaczęłam biec truchtem do
wyznaczonego celu.
Biegłam po leśnej dróżce, która swoją nazwę zawdzięczała
tym, że kiedyś naokoło przebiegał las. Bodajże trzy lata temu las wycięto, a
dróżka nadal nosiła swoją potoczną nazwę.
Moje miasteczko nie lubi zmian. Woli monotonię. Woli coś
co było. Nasi nowi mieszkańcy mają trudność z zapoznaniem się z ludźmi, który
mieszkają tutaj od dziecka. Młodzież będąca młodszym pokoleniem ma łatwiej,
gdyż ludzie w moim wieku lubią poznawać nowe osoby. Tylko ja jestem inna, bo
nawet ktoś nowy nie chce się ze mną zapoznać.
Nie mam pojęcia, czemu ludzie mnie tak nie lubią. Nie
śmierdzę, nie przeklinam, jestem typową grzeczną uczennicą... Najwyraźniej
młodzież nie lubi takich osób. Nie lubi po prostu mnie.
Mój oddech robił się coraz krótszy, a ja czułam swoje
rozpalone ciało. Biegając w taka pogodę nie potrzebowałam żadnej bluzy czy
kurtki. Jednak nie zdjęłam swojego okrycia z uwagi na to, że nie chciałam mieć
zajętych rąk.
Biegając do mojego celu musiałam minąć malutki las będący
niedaleko strumyka.
Czapka na mojej głowie coraz bardziej się ześlizgiwała z
moich włosów, aż w końcu podniesiona podmuchem wiatru kompletnie zleciała mi z
głowy. Wiatr, który zerwał się właśnie w tym nieszczęśliwym momencie zawiał
jedną z moich ulubionych czapek w zarośla. Skręciłam ze swojej ścieżki i
ruszyłam na poszukiwania mojego okrycia głowy. W końcu zauważyłam
charakterystyczny bordowy kolor, który był... w rękach człowieka? Podeszłam
bliżej i ku mojemu niezadowoleniu zobaczyłam opartego plecami o drzewo Nialla.
Siedział pod drzewem, a w dłoniach trzymał moją czapkę. Uchyliłam się i
przeszłam pod gałęzią niskiego drzewa. Szelest wychodzący spod moich stóp
zwrócił uwagę blondyna, który na początku spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
Lecz zaraz to zdziwienie zamieniło się w pogodny uśmiech.
- Twoja? - zapytał.
- Tak - cichutko odebrałam od Nialla czapkę.
Z niewiadomych przyczyn głęboko się zarumieniłam i aby to
ukryć schowałam policzki we włosach, które spływały kaskadą po moich ramionach.
Spojrzałam na chłopaka ostatni raz i już miałam się wycofać, gdy blondyn coś mi
zaoferował.
- Przysiądziesz się do mnie?
Przekalkulowałam kilka razy to pytanie w moich umyśle.
Zastanawiałam się, co będzie dla mnie lepsze. Już miałam odmówić, gdy
rozbawiony uśmiech Nialla sprawił, że wszystkie moje myśli odleciały w
zapomnienie. Bez słowa usiadłam obok chłopaka nienawidząc siebie za to, że tak
szybko mu uległam.
Zastanawiałam się co powiedzieć. Czy w ogóle zacząć
rozmowę? A może wypadało by...
- Dziękuję za to, że stanąłeś w mojej obronie - zwróciłam się do siedzącego obok Nialla.
Chłopak podrapał się po karku i spojrzał na mnie z lekko
uniesionymi w górę kącikami ust.
- Ktoś to powinien zrobić.
Pokiwałam lekko głową.
- Tylko, że nikt dotychczas mnie nie obronił... -
wyszeptałam.
Niall przegryzł wargę i spuścił głowę.
- Bo oni patrzą na wygląd, a ja na charakter.
Uśmiechnęłam się lekko. Niall być inny. Wystarczająco mi
to udowodnił, a cała poranna złość nagle wyparowała.
- Więc czemu zadajesz się z ludźmi, który widzą tylko
wygląd?
- A co ty byś zrobiła? Wolisz być samotna czy mieć jakieś
towarzystwo, aby nie być kompletnie sama?
Zastanowiłam się przez chwilę nad słowami chłopaka. I
myślałam, że ma rację. Lepiej mieć towarzystwo, gorzej go nie mieć.
- Nigdy nie lubiłem byś sam. Często zmieniałem szkołę i
nauczyłem się, że zawsze trzeba przystosować się do napotkanej grupy, aby mieć
jakikolwiek kontakt z ludźmi.
Blondyn zerknął na mnie, a mnie nagle zainteresował stan
moich butów.
Nasza rozmowa zakończyła się w dziwny sposób. I na
niedokończonej myśli. Na tym, że zaczęłam poważnie zastanawiać się nad słowami
mojego towarzysza. I doszłam do wniosku, że ma rację. Zawsze chciałam być sobą.
Nie umiałam nigdy udawać kogoś innego. A Niall udowodnił, że czasem trzeba
poudawać. Stwarzać pozory, aby nie zostać odizolowanym od świata. Udowodnił, że
nie liczy się jakość ludzi dookoła ciebie. Liczy się to, że nie jesteś sam. Nie
oszalejesz i się nie zmienisz. Bo w samotności człowiek jest zdolny do różnych
działań. Bardziej lub mniej bolesnych. Człowiek w samotności dziczeje. To
dlatego nie spotykam się z nikim. To dlatego nie mam kontaktu z ludźmi. A jak
napotkam człowieka, który polubi mnie taką jaką jestem, zbyt szybko się do
niego przywiązuje. A ja nie chcę się do nikogo przywiązywać. Człowiek to ból.
Odejdzie zostawiając cię samą z pogrzebanymi marzeniami. A człowiek bez marzeń
nie istnieje. Jeśli odejdzie marzenie, nie będzie żadnego konkretnego celu w życiu.
I co z tego, że naokoło ciebie będą ludzie, których lubisz? Gdy odchodzi jedna
osoba, może odejść cały świat. A ja za nic nie chciałam, aby mój świat odszedł.
Mam rzadki kontakt z ludźmi. Zbyt szybko się przywiązuję.
Zbyt szybko oceniam ludzi. Zbyt szybko daję oddać swoje serce.
*Alana ♥ *
_____________________________________
Cześć :DNie było mnie tu prawie od dwóch tygodni, za co bardzo przepraszam ;xNie chciałam szybko wstawiać tego rozdziału, gdyż nawet nie skończyłam pisać następnego. Ostatnio moja wena mnie opuściła i wczoraj usiadłam do pisania po ponad tygodniowej przerwie.Mam nadzieję, że dotrwam do końca opowiadania, bo powoli tracę pomysły na dalsze rozdziały.Wierzę jednak w swoją wyobraźnię i trzymam się myśli, że dam radę :DMój brak pisania był także spowodowany tym, że zachorowałam, ale teraz jest już lepiej, chociaż moje tajemnicze bóle głowy nadal są niewyjaśnione ;cPewna osóbka zwróciła mi uwagę, że nie stosuję akapitów, ale mi po prostu lepiej pisze się bez nich. Jednakże w następnym moim projekcie będę je stosować :) I przy okazji dziękuję tej istotce, że zwróciła mi także uwagę na moje dialogi i gdy sobie trochę poczytałam o nich, to zajarzyłam o co chodzi xDPrzypominam także o tym, że Earnest nie gryzie i śmiało można zapisywać się do informowanych :DTrochę już za póżno, ale co myślicie o nowym teledysku chłopców?Ja jak go zobaczyłam to straciłam panowanie nad sobą xD I gdy Niall zmienił się w Liama to takie WTF?Po prostu padłam, zapomniałam jak się oddycha i trzeba było zbierać mnie w częściach z podłogi xDA jakie były Wasze reakcje? :)Za ewentualne błędy przepraszam.Po tym, że jestem zdrowa można poznać po długiej notce ode mnie xD